“Moskwa – Pietuszki” Wieniedikt Jerofiejew
22 lipiec, 2017 20:13 Zostaw komentarzStaram się, by poszczególne wpisy przedstawiały dzieła klasyki, zwłaszcza te zachęcające młodych ludzi do wiary w ideały i do pracy nad sobą. Skąd zatem pomysł, by zwrócić uwagę na powieść mówiącą o człowieku upadłym, marnującym się i zagubionym?
Pierwszym powodem jest wartość świadectwa. Utwór powstał w okresie głębokiego komunizmu w latach 1969-1970. Minęło od tego czasu kilka dziesięcioleci, prawie pół wieku. Wiele zmieniło się w Polsce, w Rosji na pewno też. Opisana w poemacie Jerofiejewa rzeczywistość to obraz także polskiego społeczeństwa sprzed lat, a tamtych realiów nie pamiętają nie tylko młodsi, ale już nawet starsi.
Drugim powodem jest to, że „Moskwa-Pietuszki” to kawał dobrej literatury, może momentami nieco nużącej, ale odnotować warto, że współcześnie wyłonił się nurt literatury ukazującej świadomość ludzi uzależnionych. Jerofiejew był jednym z pionierów. Pisarze, poeci, dramaturdzy poszukiwali zawsze tematyki dla większości czytelników egzotycznej, niedostępnej poznaniu doświadczalnemu. W tych wysiłkach nie ustają.
Trudno nie dostrzec w głównym bohaterze i narratorze „Moskwy-Pietuszek” współczesnego Francoisa Villona. Tak jak średniowieczny protoplasta, to zatracony inteligent, przegrany, straceniec… tkwiący w swoim własnym zdeformowanym świecie, który powstał w części jako środek obrony przed nieprzyjazną rzeczywistością. Jest alkoholikiem, nierobem, włóczęgą, gawędziarzem, poetą i „kulawym” mistykiem-intelektualistą.
W narracji dominuje monolog, którego język określa się mianem poetyckiej prozy. W pełni na to zasługuje. To niekończąca się opowieść, przemowy do samego siebie i urojonych postaci tak charakterystyczne dla ludzi samotnych, odrzuconych, ale refleksyjnych, niepozbawionych autoironii i krytycyzmu. Filarem fabuły jest podróż bohatera, Wieni Jerofiejewa z Moskwy do Pietuszek wypełniona piciem ekstremalnie dużych ilości alkoholu, zmaganiami ze słabością przeciążonego organizmu i rozmowami ze sobą, z aniołami, Bogiem, szatanem, kolegami z pracy, kompanami z pociągu, lumpami, takimi jak narrator.
Jest, jak sam to nazywa, melancholijnym szatynem, któremu niejedna nić siwizny wplątała we włosy nieprzyjazna godzina między zamknięciem a otwarciem sklepów. W pijanym nieprzytomnym widzie Wieni anioły podpowiadają mu, gdzie w tym złym czasie może dostać alkohol. Pod pewnymi względami postać ta zbliża się do Marmieładowa ze „Zbrodni i kary”, choć, oczywiście, takim łajdakiem jak ojciec Soni nie jest.
Jego umysł został przesycony substancją psychoaktywną, a pijaństwo stanowi sposób na życie od lat co najmniej kilkunastu. Nie dziwne zatem, że razem z nim czytelnik wkracza do psychodelicznej rzeczywistości, w której nie wiadomo, co jest urojone, co prawdziwe. Alkoholizm doprowadził do tego, że u wrażliwego, inteligentnego trzydziestolatka wszystko jest chore, wypaczone, zdeformowane i dysfunkcyjne: miłość, tożsamość, religijność, ojcowskie uczucia, intelektualizm i inteligenckość w znaczeniu poczucia przynależności do wyższej warstwy ludzi wykształconych i mających świadomość pełnienia pewnej misji.
Bohater monologuje i relacjonuje opowieści, których prawdziwości trudno dociekać. Wydają się zmyślone, takie, jakie może wytworzyć umysł dotknięty chorobą.
Dominującą cechą tej rzeczywistości jest groteskowość. Bohater, literat i inteligent opowiada nie tylko o swoim życiu, ale wykłada maluczkim, przypadkowym bądź wymyślonym słuchaczom, filozofię własnego autorstwa poklejoną z fałszywych cytatów. Odnosi się do literatury, polityki, historii, buduje proroctwa, zwalcza stereotypy i zagląda do głębi rosyjskiej duszy.
Podejmuje tematy życiowe, nie waha się głosić prawd o kobietach i miłości, ale też śmiało kształtuje nowy porządek polityczny, rzekomo pisząc listy ze współpasażerami do mężów stanu.
Powieść Jerofiejewa został napisana na początku lat siedemdziesiątych, w głębokim komunizmie. Ukazuje nie tylko pogrążoną w nałogu jednostkę, ale tak naprawdę zapijaczony świat i społeczeństwo, ponieważ alkoholizm był plagą w systemie, który zniewalał, zabierając nie tylko prawo do samorealizacji, czy podróżowania po świecie, ale także prawo do szczerej rozmowy, ponieważ kompan do pogawędki mógł się okazać donosicielem. Dziwne zatem nie jest, że Wienia rozmawia głównie ze sobą i swoimi urojonymi aniołami.
Alkohol zrównywał ludzi. Można na podstawie „Moskwy Pietuszek” powiedzieć, że był nieodzownym uzupełnieniem doktryny komunizmu sowieckiego. Wienia zna literaturę, filozofię, ale obcuje z prostakami, którzy atakują go za każdy, nawet mimowolny przejaw „inteligenckości”. Zrównanie się z nimi wymaga stoczenia się do ich poziomu. Wieniedikt nie może jednak wyrzec się nawyku myślenia, obserwacji, więc opisuje świat i siebie dalej, ale jest to wyznanie schorowanego intelektualisty, któremu igła moralnego kompasu porusza się szaleńczym ruchem dookoła.
O groteskowości świadczy choćby rzeczowość i powaga, z jaką narrator opisuje działanie wynalazków w dziedzinie trunków oraz ich skutki. Trudno nie uśmiechnąć się, gdy objawia szereg prawd, norm, reguł, teorii. To w końcu duża część jego życia. Dowiadujemy się, jaki alkohol o jakiej porze wzmacnia duszę i osłabia członki, a jaki wypity na czczo natychmiast stawia na nogi. Smutne to i zabawne jednocześnie, jak także łatwość, z jaką Wienia używa wielkich słów do opisywania marnej egzystencji.
Bawią też opisy pracy w brygadzie układającej kable telefoniczne, zadziwia skala bumelanctwa, brakoróbstwa, pijaństwa i lenistwa. Drodzy młodzi czytelnicy dowiedzą się więc z „Moskwy-Pietuszek”, jaka była przyczyna nieuchronnego upadku ZSRR, ponieważ Wienia i jego podwładni nie byli wcale wyjątkami.
Cierpienia skacowanego pijaka i jałowe brednie skazanego na przypadkową śmierć pisarza i brygadzisty czynią z jego tułaczki drogę przez mękę. Od restauracji do sklepu i od sklepu do stacji, a potem w pociągu.
Jest kimś w rodzaju Dantego, który nie dotrze do swojej Beatrycze, a już na pewno nie przeżyje nawrócenia, nie znajdzie się w niebie, ponieważ musi utknąć w piekle bądź czyśćcu.
Największym atutem powieści dziś jest to, że pokazuje, jakie spustoszenia społeczne spowodował komunizm, który przeorał społeczną tkankę, odebrał ludziom inicjatywę, indywidualność, sens pracy i życia.
Picie na umór w tym systemie stało się religią, wyrazem patriotyzmu, treścią społecznego życia, spoiwem wspólnoty, źródłem radości i podstawą równowagi.
Dla cierpliwych jako zachęta do lektury garść cytatów według tłumaczenia pani Barbary Dohnalik:
“Lepiej zostawcie jankesom astronomię pozagalaktyczną, a Niemcom psychiatrię. Niechaj wszelka hołota w rodzaju Hiszpanów chodzi gapić się na swoją corridę, niechaj podlec Afrykańczyk buduje swoją tamę assuańską, niech buduje, podlec, i tak ją wiatr rozniesie, niech Włosi się udławią swoim belcantem, niech…
A my, powtarzam, zajmijmy się czkawką.”
“Tak więc obwieszczam uroczyście: do końca moich dni nie przedsięwezmę nic takiego, by powtórzyło się moje bolesne doświadczenie z wywyższeniem i upadkiem. Pozostaję na dole, i stąd, dołu, pluję na całą waszą drabinę społeczną. Tak. Na każdy jej szczebel – jedno splunięcie.
A zresztą tfu… pluję na wasze głowy!”
„Podoba mi się to. Podoba mi się, że ludzie w moim kraju mają takie puste, wybałuszone oczy. To rodzi we mnie uczucie uzasadnionej dumy. Można sobie wyobrazić, jakie oczy mają tam. Tam, gdzie wszystko jest na sprzedaż, gdzie wszystko można kupić – głęboko osadzone, skryte, drapieżne, przerażone oczy… Korupcja, dewaluacja, bezrobocie, pauperyzacja… Patrzą spode łba, z nieukojoną troską i bólem – oto jakie mają ludzie oczy w świecie Pieniądza…
Za to jakie ma oczy mój naród! Wiecznie wybałuszone, ale nie widać w nich żadnego napięcia. Całkowity brak jakichkolwiek doznań – ale za to jaka w nich siła! (Jaka siła ducha!) Te oczy nie sprzedadzą. Niczego nie sprzedadzą i nic nie kupią. Cokolwiek by się stało z moim krajem. W dniach zwątpienia, w dniach bolesnej zadumy, w godzinę jakiejkolwiek próby czy klęski – te oczy nawet nie mrugną. Im tam wszystko ganc pomada. Podoba mi się to.”
“O, wolności i równości! O, braterstwo i konsumpcjo! O, słodyczy braku kontroli! O, rozkoszna poro w życiu mojego narodu – od otwarcia do zamknięcia sklepów.”
Jeśli masz ochotę wesprzeć finansowo działanie tego serwisu, przyczynić się do jego rozwoju, możesz dokonać wpłaty/przelewu na konto firmy: Sztuka Słowa PL, Tomasz Filipowicz.
Nr: 15 2490 0005 0000 4500 8617 6460
Tytułem: SERWIS EDUKACYJNY
Kategoria: Uncategorized