Stanisław Lem: “Solaris” – omówienie, analiza, interpretacja, opracowanie, klasyka literatury science-fiction
4 styczeń, 2018 6:33 Zostaw komentarzPowieść została wydana w 1961 roku. Od 1966 emitowano w amerykańskiej telewizji serial „Star Trek”, od 1977 w polskiej serial „Kosmos 1999”, w 1977 pojawił się w kinach „Star Wars”. To zestawienie skłania do refleksji, że ludzka wyobraźnia ma swoje granice. Kiedy już technologia pozwoliła na budowanie stacji w kosmosie, długotrwały pobyt na nich ludzi, okazało się, że trudno pójść dalej poza to, co wymyślił Lem czy autorzy scenariuszy wyżej wymienionych obrazów. Pomysł serii „Gwiezdnych wojen” dożywa swoich dni i najnowsze realizacje to odgrzewane kotlety. „Pasażerowie”, skądinąd przyjemny w odbiorze film nie dają poczucia, że wymyślono cokolwiek więcej niż Arthur Clarke czy Stanley Kubrick, autorzy scenariusza do „2001 Odysei Kosmicznej”. „Blade Runner”, czyli „Łowca androidów” Ridleya Scotta znalazł się na liście 100 najlepszych filmów wszech czasów Amerykańskiego Instytutu Filmowego, a niedawno prezentowana jego kontynuacja… „Blade Runner 2049” okazał się absolutną klapą.
Zadziwiające, jak wielką wyobraźnię miał Lem w 1961 i Georg Lucas w 1977. Może wtedy kosmos był wciąż wielką tajemnicą i wczesna epoka eksploracji nie ujawniła jeszcze technologicznych i fizycznych, biologicznych barier dla odkryć i podróży. Lem potrafił jednak wyśledzić pewien mit, by nie powiedzieć uzurpację, na którym ludzkość opierała swe nadzieje, oczekiwania związane ze spotkaniem żywych inteligentnych istot w kosmosie. To fałszywe przekonanie w 1961 roku uchwycił, zapisał w fabule Solaris i… od owego czasu niewiele się zmieniło. „Interstellar” wydaje mi się jedynym śmiałym dziełem w dziedzinie science – fiction. Podróż tu odbyła się w czasie i do granic możliwości ludzkiej natury, w znaczeniu psychiki. I tę granicę przekroczyła. Nie doszło jednak do kontaktu z żadną obcą cywilizacją. Do bohaterów z TU i TERAZ przemówili ludzie z TAM I PRZYSZŁOŚCI.
Kiedy ziemianie wyruszyli naprawdę w kosmos, coraz trudniej o nowe pomysły. Star Wars były już zręcznym połączeniem science – fiction z fantasy. Statek Hana Solo, gwiazda śmierci, laserowe działa to rekwizyty tego pierwszego obszaru fantastyki, miecze świetlne, rycerze Jedi, magia, dobra i zła strona mocy to, oczywiście, typowe motywy fantasy. Kreatywność w sferze fantastyki naukowej w trylogii „Matrix” czy filmie w „Ex Machina” poszła w stronę zderzenia człowieczeństwa z robotami, sztucznymi inteligencjami, przez niego samego wytworzonymi. I znów diagnoza Lema okazuje się, przynajmniej jak na razie, zadziwiająco trafna. Człowiek nie może poznać niczego, co nie byłoby do niego podobne, nie potrafi sobie tego wyobrazić.
W Solaris także jest temat spotkania człowieka z bytem humanoidalnym, jest to jednak istnienie do pewnego stopnia wtórne, stanowiące materializację elementów pamięci bohatera. Lem ukazał jednak problem znacznie głębszy i dłużej, trwale nas ograniczający. To brak gotowości i możliwości rzeczywistego poznania innych światów niż ziemski, światów takich, jakich nasza wyobraźnia, nasz intelekt wyposażony w zbiór znanych pojęć, nie jest w stanie objąć.
Tematem „Solaris” jest także miłość i chociaż wydaje się to miłość absolutnie niemożliwa, to jednak i tu Stanisław Lem odkrywa przed nami prawdy dotyczące natury człowieka. Zachęca czytelnika do szukania odpowiedzi na pytanie, czy kochamy drugą osobę, czy wyobrażenie o niej, czy zakochujemy się w swoich marzeniach, tęsknotach, czy w kimś, kogo czasem trudno zrozumieć, pojąć, zaakceptować, ale kto nam się naprawdę pokazuje.
Pomysł autora na powieść, należącą do ścisłego światowego kanonu science – fiction, jest niezwykle oryginalny. Na dalekiej planecie na skutek analizy anomalii ruchu planety wokół dwóch słońc okrywa się istnienie myślącej formy życia. To ocean, którego struktura jest w niczym niepodobna do tego, co ludzie znają. Penetrujący dalekie kosmiczne przestrzenie przedstawiciele homo sapiens stają bezradni wobec niemożności nie tylko poznania „obcego”, ale również nawiązania z nim najprostszego kontaktu.
No właśnie: skąd bierze się przekonanie, że jeśli spotkamy gdziekolwiek poza Ziemią jakąś inteligentną formę życia, to uda się człowiekowi z nią porozumieć. Przecież nawet na starej planecie żyją gatunki, których osobniki komunikują się między sobą, a my z nimi nie jesteśmy w stanie. To pszczoły, mrówki, delfiny.
W powieści w satyryczny sposób ujmuje autor mielizny naukowych rozważań i ich jałowość. Wyrosła bowiem osobna dziedzina nauki obrastająca w tysiące naukowych rozpraw, bogata w setki hipotez. Solarystyka, zajmująca się niemożliwym do zrozumienia zjawiskiem oceanu działającego i najprawdopodobniej myślącego, ilustruje jałowość ludzkich wysiłków. Żywotwór, jak nazywany jest czasem na Solaris ocean, również stara się nawiązać komunikację z ludźmi, ale nieskutecznie. Napotkany w kosmosie byt w niczym jest bowiem niepodobny do tego, co ludzie znają.
Bezradność w uporaniu się z intelektualnym wyzwaniem owocuje hipotezami z pogranicza religii. Pracujący na stacji badawczej naukowcy gotowi są przyrównać ocean do boga – dziecka, boga ograniczonego w swojej wszechmocy. Jak widać, na niepoznawalny twór bohaterowie zawsze starają się nałożyć pojęcia skądś im znane. W dostępnym na stacji badawczej zbiorze prac z zakresu solarystyki główna postać, Kris Kelvin odnajduje nawet takie opinie, jak ta, że zajmowanie się badaniami nad zjawiskiem myślącego oceanu „jest namiastką religii wieku kosmicznego, jest wiarą przyobleczoną w szatę nauki; kontakt, cel, ku któremu dąży, równie jest mglisty i ciemny jak obcowanie świętych czy zejście Mesjasza.” Naukowcy byli bezradni. Przedstawiciele różnych dziedzin, a czasem tej samej spierali się, formułując różne badawcze hipotezy. Miałby ocean być maszyną plazmatyczną, formacją prebiologiczną.
„Ocean – źródło elektrycznych, magnetycznych, grawitacyjnych impulsów – przemawiał jak gdyby językiem matematyki; pewne sekwencje jego prądowych wyładowań można było klasyfikować, posługując się najbardziej abstrakcyjnymi gałęziami ziemskiej analizy, teorii mnogości, pojawiały się tam homologi struktur, znanych z tej dziedziny fizyki, która zajmuje się rozważaniem wzajemnego stosunku energii i materii, wielkości skończonych i nieskończonych, cząstek i pól – to wszystko skłaniało uczonych do przekonania, że mają przed sobą myślącego potwora, że jest to rodzaj milionokrotnie rozrosłego, opasującego całą planetę, protoplazmatycznego morza-mózgu, który trawi swój czas na niesamowitych w swej rozpiętości teoretycznych rozważaniach nad istotą wszechrzeczy, a wszystko to, co wychwytują nasze aparaty, stanowi drobne, przypadkowo podsłuchane strzępy owego toczącego się wiekuiście w głębinach, przerastającego wszelką możliwość naszego pojmowania, gigantycznego monologu”.
Długi cytat, próbka prozy Lema, pisarza o niebywałej inteligencji i ogromnej wiedzy z wielu dziedzin nauk ścisłych, ale także, a może przede wszystkim filozofa. Stawia on bowiem pytania ni mniej ni więcej o granice ludzkiego poznania. Ująć to można tak: czy ludzkie istoty mają szansę stanąć ponad antropomorfizmem, wznieść się ponad ograniczenia. Co gorsza, Kelvin podejrzewa jednego z kolegów o chęć unicestwienia tego, czego ludzkość nie może zrozumieć.
Wśród pracowników stacji, naukowców, dochodzi do gwałtownych reakcji, gdy zostaną poddani trudnej do sprostania próbie. Żywotwór w reakcji na aktywność ludzi wydobędzie z zasobów ich pamięci to, co uzna za szczególnie istotne i dokona materializacji, naśladując w ten sposób procesy z umysłów swoich gości, prawdopodobnie tak szukając kontaktu ze swojej strony. W tym miejscu, kto nie czytał, powinien przerwać lekturę tego artykułu.
Jeśli ktoś nie poczuł się do tej chwili wystarczająco zachęcony, pewnie zainteresują go słowa Jerzego Jarzębskiego z Posłowia do publikacji „Solaris” z 2003 roku dokonanej przez Wydawnictwo Literackie.
„Solaris zawdzięcza zapewne swoje powodzenie niezwykle udatnemu zespoleniu potraktowanej serio problematyki Kontaktu z pełną emocji romantyczną akcją” (s. 235)
Lem przedstawił dramatyczne wydarzenia mające miejsce na stacji naukowej. Gdy dociera na jej pokład Kris Kelvin, spotyka pijanego cybernetyka Snauta i dowiaduje się o samobójczej śmierci Gibariana. Pomimo tego, że ostrzeżony został przez kolegę, sam cierpi nie mniej niż towarzysze. Każdy z nich spotkał bowiem osobę łudząco podobną do kogoś ważnego ze swej przeszłości.
Kris w ten sposób odzyskuje ukochaną, z która rozstał się dziesięć lat temu, a ona odebrała sobie przez to życie. Bohaterowie nie mają wątpliwości, że napotkane przez nich osoby nie są prawdziwe, ale z niesłychaną dokładnością odtworzone z ich wspomnień, czasem bardzo bolesnych. Zaczynają walczyć w nich emocje z rozsądkiem. Byty wykreowane przez ocean wydają się mieć odrębną świadomość, żyją własnym życiem. Harey, dziewczyna Krisa, powoli odkrywa, że nie jest prawdziwą kobietą z przeszłości ukochanego, a on stara się za wszelką cenę ją ocalić, zatrzymać przy sobie, nawet zabrać na Ziemię. Lem dał więc nowe szaty staremu greckiemu mitowi o Orfeuszu i Eurydyce. Nie wiemy dokładnie, kto odwiedził Gibariana, Sartoriusa, Snauta. Ten ostatni wspomina tylko o swym rozwodzie i mówi, że w ciągu niewielu ostatnich dni przeżył kilka lat.
Oddajmy mu głos:
„Nie szukamy nikogo oprócz ludzi. Nie potrzeba nam innych światów. Potrzeba nam luster. Nie wiemy, co począć z innymi światami. Wystarczy ten jeden, a już się nim dławimy. Chcemy znaleźć własny wyidealizowany obraz; to mają być globy, cywilizacje doskonalsze od naszej, w innych spodziewamy się znowu znaleźć wizerunek naszej prymitywnej przeszłości. Tymczasem po drugiej stronie jest coś, czego nie przyjmujemy, przed czym się bronimy, a przecież nie przywieźliśmy z Ziemi samego tylko destylatu cnót, bohaterskiego posągu Człowieka! Przylecieliśmy tu tacy, jacy jesteśmy naprawdę, a kiedy druga strona ukazuje nam tę prawdę – tę jej część, którą przemilczamy – nie możemy się z tym pogodzić”.
Wspomniany już w posłowiu Jerzy Jarzębski powołując się na prace Istvana Csicsery-Ronaya zwraca uwagę, że badacz ten dostrzegł w „Solaris” „Swiftiańską satyrę, tragiczny romans, egzystencjalną parabolę Kafki, metafikcjonalną parodię hermeneutyki, ironiczną powieść rycerską Cervantesa i Kantowską medytację nad naturą ludzkiej świadomości”. (s. 238)
Co tu dłużej pisać? Kto nie poznał powieści Lema, wiele traci. Kto przeczytał, sam ma wiele do przemyślenia i niepotrzebne mu relacje z drugiej ręki.
„Solaris” uważam za powieść wciąż bardzo ważną, pomagającą krytycznie spojrzeć na współczesny nam stan świadomości ludzkości. Jest w tym utworze wszystko, czego potrzebuje dobra literatura: wartościowa treść, uniwersalna problematyka, prawdy o ludziach, dramaturgia, napięcie, zagadki, wkład do dyskursu nad przyszłością i możliwościami rozwoju.
Jeśli masz ochotę wesprzeć finansowo działanie tego serwisu, przyczynić się do jego rozwoju, możesz dokonać wpłaty/przelewu na konto firmy: Sztuka Słowa PL, Tomasz Filipowicz.
Nr: 15 2490 0005 0000 4500 8617 6460
Tytułem: SERWIS EDUKACYJNY
Kategoria: Uncategorized