Sam Mendes: “Skyfall” – omówienie, analiza, opis, motywy mityczne i biblijne
31 maj, 2019 12:24 Zostaw komentarzFilmy o Jamesie Bondzie trudno uznać za klasykę kina. To raczej popularne opowieści o wspaniałym życiu, o przygodach niemal mitycznych bogów, historie dla ubogich, bajdy dla naiwnych. Niemniej jednak seria o agencie Jej Królewskiej Mości stanowi kulturowy fenomen, zjawisko, któremu warto się przyjrzeć, zanim przyćmi jego popularność blask produkcji Marvella, “Gra o tron” lub cokolwiek innego. Wpis powstaje przede wszystkim, by pokazać młodzieży trwałość w kulturze mitycznych prawzorców.
Duża część dzieł literatury i filmu żyje dzięki herosom. W mitologii byli dziećmi człowieka i boga, skazani na śmierć i przymuszeni do wielkości. Obdarzeni przez jednego z rodziców wyjątkową mocą, możliwościami dokonywania czynów nadludzkich, poruszali się stale w świecie ludzi, ponieważ śmiertelnikami byli i do sfer boskich wstęp mieli tylko na zasadzie wyjątku.
Czy możemy sobie wyobrazić współczesne kino akcji, filmy przygodowe, a nawet szereg powieści bez bohaterów wyposażonych w wyjątkowe szczęście, nadludzkie możliwości? Nawet poczciwy Wokulski z „Lalki” to postać obdarzona niezwykłym życiorysem. Biedak zarabiający podawaniem do stołu w restauracji zdobywa wykształcenie, walczy w powstaniu styczniowym, prawie zostaje naukowcem na Syberii, poślubia właścicielkę zacnej firmy, sam krótko potem przejmuje przez dziedziczenie majątek Minclów, a w ciągu kilku miesięcy dziesięciokrotnie pomnaża kapitał na wojnie. Wraca do Warszawy niemal jako pan życia i śmierci. Ratuje przed głodową śmiercią nie tylko prostych robotników, ale też ocala przed bankructwem arystokratów bywających niedawno na królewskich dworach. Z ręki je mu, wybaczcie ten kolokwializm, prawie cała śmietanka warszawska. Z zazdrości chorują przedsiębiorcy i kupcy, po pogardę, ostatnią broń, jaka im pozostała, sięgają magnaci, hrabiowie i książęta. Gdyby tylko chciał, gdyby nie ludzkie jednak słabości, zmusiłby Łęcką do posłuszeństwa, a jej papę do okazywania wdzięczności. Prawie zmienił bieg losów ludzkości, mogąc pracować nad epokowym wynalazkiem. Jedno jego słowo prostuje życiowe ścieżki szarym, prostym ludziom.
Rozgadałem się, jak zwykle. Długo nie mogłem nabrać przekonania, że archetypy z mitów greckich rzeczywiście wpływają na nasze postawy, myślenie, a co za tym idzie, na kulturę, by znów przez nią być przenoszone dalej. Zauważyłem, pewnie jak wiele innych osób przede mną, że Prometeusz wcielił się w Supermana. Mogłem bez wahania wyjaśniać uczniom, że ludzie tęsknią za kimś w rodzaju starszego brata, opiekuna obdarzonego nadludzką mocą, który ratuje ich przed zagrożeniami, gdy sami są zupełnie bezbronni. Dlatego w ich wyobraźni narodził się Prometeusz, stwórca, dobroczyńca, wybawca. Superman pełni podobną rolę. Jest kimś więcej niż śmiertelnicy, dysponuje nadludzką mocą i śpieszy na ratunek bez wahania, w każdej sytuacji wymagającej jego interwencji.
Myślałem o innych dobrych przykładach i wtedy przyszedł z pomocą Bond, James Bond. W wielu filmach tej serii głównego bohatera wprowadza do wnętrza przestępczej organizacji lub kieruje bezpośrednio do siedziby jej szefa kobieta, która się w agencie 007 zakochała. To powielenie schematu z mitu o Tezeuszu i Ariadnie. Córka Minosa umożliwiła synowi Posejdona i Ajtry dotarcie do potwora, do Minotaura i zabicie go. W ramach „podziękowania” Tezeusz wysadził śpiącą Ariadnę na wyspie Naksos. Życia nie straciła, ale, przyznać trzeba, bohater obszedł się z nią dość bezceremonialnie. Bond także nie płacze po paniach, z którymi spędził upojne chwile, które zapewniły mu kolejny sukces w pracy, a potem zginęły srodze ukarane za zdradę lub przynajmniej niefrasobliwość. Znakomitym przykładem jest „Skyfall”. Aha, pamiętajcie, proszę, że dzięki nici Ariadny Tezeusz nie tylko mógł wyjść z labiryntu, ale w ogóle do miejsca pobytu potwora trafić. Kobieta znała sekret twórcy budowli, Dedala. Kłębek nici puszczony swobodnie toczył się, prowadząc nieomylnie do celu.
„Skyfall”! W filmach o agencie 007 jego antagonistą, groźnym zbirem jest potwór, psychopata bądź socjopata. To ktoś zagrażający bezpieczeństwu, wolności czasem wszystkich Ziemian. W dziele z roku 2012 grany przez Javiera Bardema Raoul Silva jest nie tylko osobowością patologiczną, ale bestię przypomina również fizycznie, gdy ujawnia swój prawdziwy wygląd po wyjęciu protezy zdeformowanej części twarzy. Zrujnowane miasto na wyspie kojarzy się z labiryntem. Piękna Sévérine, wcielenie Ariadny, ginie, oczywiście, a Bond łzy nawet nie uroni. Płynący do celu jacht naprawdę kojarzy się z podróżami mitycznych bohaterów po Morzu Śródziemnym.
Gdy przyjrzymy się bacznie całemu „Skyfall” dostrzeżemy więcej ukrytych w nim starych opowieści i zaszytych w nich tęsknot, marzeń oraz lęków ludzkości lub jej części.
Pochylmy się chwilę nad rozliczeniami Anglika z historią, snami o imperium. Film realizują Amerykanie, to Brytyjczyk jednak stworzył postać i dał początek serii powieści. Wielka Brytania nie tak dawno temu była największą terytorialnie w dziejach świata potęgą. Kres jej panowaniu na morzach, oceanach i wielu lądach położyły dopiero dwie światowe wojny. Możemy wczuć się z łatwością w sentymenty wyspiarzy. Wszak Rzeczpospolita też kiedyś budziła strach u wrogów, zazdrość słabszych sąsiadów, dawała odpór Turkom. Tęsknota za wielkością ujawnia się w Internecie w tysiącach memów, wpisów w mediach społecznościowych, fascynacji husarią itd. Jak sobie z żalem po stracie radzą inni?
W serii o Bondzie widać echa snów Anglików o potędze. To brytyjski agent, nie amerykański wcale, tym bardziej nie rosyjski, rozgrywa decydujące partie w grze ze złem. Wyspiarze unoszą nie bez trudu ciężar odpowiedzialności za losy świata. Choć towarzyszy agentowi 007 współpracowniczka o afrykańskich korzeniach, to na ulicach Stambułu funkcjonariusze bez śladu szacunku dla miejscowej ludności niszczą jej mienie i narażają życie przypadkowych osób. No cóż, biedacy w końcu sami są sobie winni. Agencja wywiadu Wielkiej Brytanii odszkodowań nie wypłaca. Nic w każdym razie o tym nie wiadomo. Co prawda obrazki z Azji odsłaniają ultranowoczesność świata, nazywanego niegdyś trzecim, ale to poddany królowej Anglii przywrócić musi bezpieczeństwo całemu światu zagrożonemu terroryzmem wywodzącym się z pustyń i stepów.
Czy aby jednak na pewno? Terrorysta, z którym walczy Bond na dachu pociągu, związany jest z Bliskim Wschodem, ale Raoul Silva to przecież wytwór służb Jej Królewskiej Mości, jakby zbuntowany, upadły anioł, który walczy z wszechwładną M. Kusi też głównego bohatera. Echo biblijnej historii.
Dla mnie nie bez znaczenia jest fakt, że Bond nosi stopień komandora porucznika, co kojarzy się z najważniejszymi dla dawnej potęgi Brytanii siłami zbrojnymi. To marynarka wojenna zapewniała mocarstwowy status Imperium Zjednoczonego Królestwa. W scenie rozmowy z młodym Q przez moment uwagę pracowników wywiadu przykuwa obraz Turnera – „Ostatnia droga Temeraire’a”. W zakończeniu w tle na ścianie gabinetu szefa MI6 widać płótno ukazujące stare okręty pod pełnymi żaglami. W całej serii o Bondzie widoczna jest tęsknota Brytyjczyków za dawną potęgą i walka o szacunek dla pozbawionego kolonii hegemona oraz o resztki utraconego znaczenia. A może w „Skyfall” unosi się niczym lekka mgiełka aura melancholii za czasami dominacji Zachodu i poczucie wymykającej się „białym” przewagi nad światem, w którym Azjaci przejmują, jeśli nie przywództwo to role zupełnie równorzędne.
W „Skyfall” dzieje się coś znaczącego. Brytania uderzona została w samo serce. Atak terrorystyczny przeprowadzono na siedzibę wywiadu. W londyńskim metrze wybuchają bomby, upadły anioł atakuje swego stwórcę, kobietę – szefa, która powołała go do życia, posłała do zaszczytnej służby, a potem strąciła w przepaści piekła, poświęciła do dobra sprawy. Szatan stara się pokonać Stwórcę.
W filmie z 2012 roku dostrzeżemy stary schemat opowieści biblijnych o dwóch braciach rywalizujących o miłość ojca a nawet echo opowieści o ofierze Abrahama. Bond i Silva to bohaterowie poddani tej samej próbie. 007 na rozkaz M o mało co nie stracił życia, gdy szefowa wydała polecenie oddania strzału. Powrócił jednak do służby, gdy tylko usłyszał, że ojczyzna jest w potrzebie. Silva postanowił się zemścić. Tak jak w biblijnych opowieściach Bóg żądał ofiar, tak i ojczyzna ich wymaga, a reprezentuje ją M. Motyw poświęcenia na ołtarzu wprowadzono do filmu na początku. Dysk z ważnymi danymi został przechwycony przez zamachowców, kolega Bonda, Ronson jest poważnie ranny, ale 007 otrzymuje polecenie porzucenia towarzysza, by gonić złodzieja. Sam zresztą wkrótce omal nie rozstanie się z życiem z powodu niefortunnego strzału Eve Moneypenny.
Interesującym motywem jest tytułowy „skyfall” dający się przełożyć na polski jako „oberwanie chmury”, „ulewa”. To także nazwa rodzinnego majątku Jamesa Bonda, w którym świat, w pewnym sensie zawalił mu się na głowę, gdy jako jeszcze dziecko stracił rodziców. Obraz tonięcia, topienia się, deszczu kilkakrotnie w filmie się pojawia. Może twórcy scenariusza odwołali się do biblijnego potopu, zesłanej z nieba kary, próby oczyszczenia Ziemi ze zła? Woda zatapia i niszczy a przecież jednocześnie jest źródłem życia. Na końcu opowieści patrzący z góry na Londyn bohater widzi miasto w promieniach słońca, ale nie obraz tęczy po potopie go cieszy. To powiewające na wietrze flagi Wielkiej Brytanii.
Bond posiada moc Feniksa odradzającego się z popiołów. Podziemne czeluście, tunel pod siedzibą rodzinnej rezydencji są niby piekło, do którego bohaterowie muszą zejść, by sprostać kolejnej próbie. Tezeusz czy Herkules lub nawet Hiob i Odys konfrontowani byli z wyzwaniami, poddawani seriom sprawdzianów. Bond podąża ich śladem.
W „Skyfall” widać odblaski także motywów znanych baśni. M jest jak zła macocha, a magiczne motywy to cyberwojna , podpinanie się pod czyjąś sieć, zmuszanie automatycznych urządzeń do wykonywania zadań wyznaczonych im przez terrorystę, deszyfracje i asymetryczne algorytmy, przejmowanie panowania nad czyimiś komputerami, uruchamianie niedopuszczalnych procedur. To współczesna magia, choć formalnie rzecz biorąc: zjawiska wytłumaczalne. Bajkowy, przypowieściowy charakter ma historia o szczurach złapanych do beczki, opowiedziana przez Silvę. Nawiązuje zresztą do niej Bond w finale, gdy zabija swego przeciwnika. „Ostatni szczur”.
M, jako jedna z osób zarządzających pracą agentów, nie może mieć skrupułów, choć stara się nie być cyniczną. Niczym zła czarownica, macocha wykorzystuje słabość sieroty. Proszę zwrócić uwagę na jej słowa dotyczące 007: „Sieroty, to zawsze byli znakomici rekruci”.
Wracając do mitologii – była tam wojna kobiet z mężczyznami, czego dowodem zwyczaje Amazonek, a innym przykładem dążenia Hery do zapanowania nad temperamentem Zeusa. Twarda M rządzi silną ręką, przeciwstawia zwierzchnikowi, wydaje się nie mieć żadnych wyrzutów sumienia, nie przyznaje do błędów wobec podwładnych, najczęściej mężczyzn. Chwilami jednak zastanawiam się, czy to nie postać podobna do babci z PRL-owskiego dowcipu, w którym do sędziwej kobiety, nestorki rodu porównano komunistyczną partię PZPR – nie dowidzi, nie dosłyszy, ale rządzić chce.
Nawiązując do motywu walki płci, Moneypenny prowadzi słowne utarczki z głównym bohaterem, omal go nie zgładziła, a Bond oddaje podczas golenia brzytwę w jej ręce, czerpiąc z tego wyrafinowaną przyjemność.
W „Skyfall” kształtuje się także silna opozycja: młodzi przeciwko starym. Młody Q kpi sobie z Bonda, czyniąc aluzje do jego wieku. Gareth Mallory wprost zachęca 007 do odejścia na emeryturę, podobnie jak jego szefową. Tu losy dawnej potęgi Wielkiej Brytanii pokrywają się z historią głównego bohatera. Bond wydaje się chwilami cieniem samego siebie. Pokonuje jednak kryzys i wyzwala ze słabości. Ten temat musiał się w serii o agencie Jej Królewskiej Mości w końcu pojawić. Przecież ileż lat, heros nie heros, może lać dziesiątki przeciwników, zbierać setki ciosów, wylizywać z ran kłutych, postrzałowych, szarpanych, ciętych i miażdżonych, wchłaniać litrami mocne alkohole?
Autorzy scenariusza postanowili, całkiem słusznie, wykorzystać znakomitą znajomość powtarzalnych motywów serii u widzów. Wprowadzili elementy pastiszu, nawiązując choćby do przebogatej pomysłowości starego Q i inżynierów jego pracowni. Młody Q wręcza Bondowi tylko pistolet i radio, coś co stanowiło podstawę pracy agentów, ale w czasie II wojny światowej. „Mikołaj nie był zbyt hojny” powiada agent 007, a kwatermistrz drwi: „A czego się spodziewałeś? Wybuchającego długopisu?” Gdy barmanka przygotowuje martini wstrząsając, nie mieszając, Bond, który nie wypowiedział świetnie znanej widzom formułki zamówienia, podsumowuje tylko: „znakomicie”. Dzieje się to tak, jakby pracowniczka kasyna znała świetnie gusta kultowej postaci współczesnego kina popularnego.
Podpatrując literackie inspiracje twórców „Skyfall” można podsunąć drogim naszym czytelnikom, młodym zwłaszcza, „Króla Leara” Szekspira. Tam bowiem są aż dwie historie rodzeństw, z których jedni przedstawiciele potomstwa pozostali wobec rodziców lojalni i wierni pomimo tego, że potraktowani zostali przez swych ojców haniebnie, a inni: siostry, syn dążyli do unicestwienia opiekunów i wychowawców.
Seria o agencie 007 sama stała się kulturowym fenomenem, legendą i dla autorów scenariuszy, aktorów stanowi coraz większe wyzwanie.
Jeśli zainteresowały Was nawiązania do mitologii w literaturze, przeczytajcie opis, analizę, interpretację „Starego Prometeusza” Zbigniewa Herberta. Zachęcam także do lektury krótkiej recenzji „Króla Leara” Dowiecie się czegoś więcej o dramacie, a nie na tyle dużo, by utracić przyjemność z późniejszego samodzielnego obcowania z tekstem tragedii.
Bond w „Skyfall” z mitycznych postaci ma w sobie najwięcej z Tezeusza, Odysa i Heraklesa.
Przyjrzyjcie się osobno czołówce filmu, szeregom surrealistycznych, onirycznych obrazów. Tu także ważną rolę odgrywa motyw labiryntu, zagubienia, poszukiwania, a także powrotu do korzeni, głębokiej przeszłości. To jak krótki psychoanalityczny seans. Cechy bohatera uformowały się na skutek traumatycznych doświadczeń w dzieciństwie. Nad, jak to zostało w filmie określone kilkakrotnie, patologiczną niechęcią do uznania autorytetu zwycięża jednak w tym bohaterze poczucie misji, odpowiedzialności za ojczyznę i wierność służbie.
Oprócz opozycji: kobiety – mężczyźni, starzy – młodzi, pojawiła się też: heteroseksualny mężczyzna i gej. W postaci Silvy dostrzeżemy echa powieści Dumasa: “Hrabia Monte Christo”. Są to jednak już bardzo dalekie skojarzenia.
Czas zamieścić wpis, kończę zatem i pozdrawiam.
Dziękuję serwisowi Pixabay za zdjęcia. Stacja metra należy do autora kryjącego się pod zapisem: bukkywanderlust0,
labirynt do autora: OpenClipart-Vectors, a rodzinnej Szkocji do Dongchan Park.
Jeśli masz ochotę wesprzeć finansowo działanie tego serwisu, przyczynić się do jego rozwoju, możesz dokonać wpłaty/przelewu na konto firmy: Sztuka Słowa PL, Tomasz Filipowicz.
Nr: 15 2490 0005 0000 4500 8617 6460
Tytułem: SERWIS EDUKACYJNY
Kategoria: Film