Majid Majidi: “Dzieci niebios” – opis, omówienie, opracowanie, analiza, recenzja
4 czerwiec, 2021 22:33 Zostaw komentarzDzieło irańskiego reżysera to świetne przypomnienie, jak absolutnie fundamentalnymi wartościami są dobro, współczucie, miłosierdzie, odpowiedzialność, piękno, braterstwo. Pochodzenie filmu sugerowałoby, że widz zderzy się egzotyką. Nic bardziej błędnego. Oczywiście, naszą ciekawość podsycają obrazy starych dzielnic Teheranu, wąskich uliczek, małych warsztatów rzemieślniczych, biednych sklepików, wspólnoty skupionej wokół meczetu, ale historia jest tak bardzo uniwersalna, że zastanawiam się, czy to wrażenie wynika z faktu, że naprawdę wszyscy na Ziemi dzielimy te same głębokie przekonania moralne, czy może badacz kultury w obrazie Majida Majidiego wskazałby jako przyczynę pokrewieństwo wielkich religii ukształtowanych na Bliskim Wschodzie: islamu, chrześcijaństwa, a może i judaizmu z zoroastryzmem.
Obraz ogniskuje naszą uwagę na zwykłym życiu, codzienności. Dziewięciolatek robi zakupy, oddaje i odbiera od szewca buty młodszej siostry wymagające naprawy. W jednym wspólnym pomieszczeniu płyną razem, przeplatają się i dopełniają losy biedującej rodziny, która nie zasługuje w najmniejszym stopniu na określenie „dysfunkcyjna”. Rodzice i dwoje dzieci wypełniają dzielnie swoje obowiązki, niemowlę też wypełnia, choć na razie przede wszystkim rośnie. Dziewięcioletni Ali i młodsza od niego Zahra przygotowują się do dorosłego życia, chodzą do szkoły, wspierają mającą kłopoty z kręgosłupem matkę i słabo zarabiającego, zapewne nie najlepiej wykształconego ojca. Mężczyzna, choć nie radzi sobie wyraźnie z pozyskaniem na czas środków na pilne potrzeby, to stara się pokazać, że broni najbliższych przed zewnętrznymi zagrożeniami i stoi na straży ich godności. Rozmawia z żoną, troszczy o jej zdrowie, choć próbuje też mówić o swoich potrzebach i lękach. Chwali dzieci, upomina je. Może też wymierzyć karę. Nie brakuje im kłopotów, ale mimo choroby, biedy utrzymuje się w ich domu subtelna równowaga między wszystkimi.
Drogi czytelniku, powiadomię Cię, kiedy koniecznie powinieneś przerwać lekturę i powrócić, jeśli zechcesz, po obejrzeniu filmu. Dzieło przemawia obrazami, dialogi są krótkie, to rozmowy o rzeczach aktualnych, bieżących. Z tego, co napisałem powyżej, mogłoby wynikać, że gdzieś wybrzmiewają wychowawcze tyrady, umoralniające przemowy. Nieprawda. Rodzice wychowują swoją postawą. Ojciec nie pozwala użyć do osłodzenia herbaty cukru, należącego do meczetu, który on u siebie nieodpłatnie dzieli na porcje przed spotkaniem wierzących.
Nie brak też w obrazie Majida Majidiego milczących scen, pełnych magii. Chociaż para dzieci poznaje gorycz życia i dolegliwości, i smutek, to w naturalny sposób potrafi też znaleźć czas na zabawę, zachwyt pięknem świata w najmniejszych drobiazgach. Zahra i Ali puszczają bańki z mydlin przy sadzawce, małym basenie służącym do prania. Przyglądają się pływającym tam rybom, ich twarze rozświetla uśmiech, czasem ot tak, po prostu, gdy na siebie popatrzą.
Reżyser posługuje się tak oszczędnymi środkami, że mamy wrażenie, jakbyśmy oglądali reportaż. Niesłychanie ujmujące jest to, jak dzieci szykują się do swoich ról w dorosłym życiu. Ali jest odpowiedzialny, to na jego twarzy odbija się troska, po jego policzkach częściej płyną łzy, gdy mimo najszczerszych chęci nie radzi sobie z przeciwnościami i przeżywa swoją bezradność. Chłopiec, choć przez niego dwójka dzieci musi dzielić się jedną parą butów do szkoły, potrafi upomnieć siostrę, żeby „nie marudziła”. Jak tylko potrafi, stara się wynagrodzić jej niedogodności i jakoś naprawić szkodę.
Zahra jest wrażliwa na piękno. Dostrzeżemy to, gdy stoi przed witryną sklepiku z butami dla dzieci. Ulega też namowom brata, by sprostała trudnej sytuacji, gdy dostaje od niego nowy ołówek albo ładny długopis, który chłopczyk otrzymał jako nagrodę za wyniki w nauce. Kiedy Ali wraca z zakupów, panna czeka na niego wystrojona, oczywiście stosownie do wieku i na miarę skromnych możliwości. Oczekuje, zadowolona ze spodziewanego efektu, niczym księżniczka z „Baśni z tysiąca i jednej nocy”. Stara się być piękną, wstydzi postrzępionych trampek brata w szkole.
Mamy wrażenie podczas seansu, że na małym sercu Alego trzyma się życie całej rodziny. Wokół jego dramatu rozgrywa się historia. Widzi bowiem nawarstwiające się troski matki i ojca i nie chce dołożyć im kolejnego kłopotu. Sam jakoś stara się zaradzić problemowi, któremu nie zawinił, gdyż zawinił, jak to często bywa, przypadek. Chłopiec nie skarży się na swój los, rezygnuje z drobnych rozrywek, choćby takiej jak gra z kolegami w piłkę po lekcjach. Wielką radość sprawia mu picie wody z publicznego ujęcia, tak jakby to w zupełności chwilami zaspokajało potrzeby skromnego człowieka.
Film nie nastroi odbiorców na posępną nutę. Choć wydaje się, że opowiedziana historia dowodzi, że biednemu wiatr zawsze w oczy, to jednak widać, że czasem w plecy też powieje. Wiodący skromny żywot poczciwcy podnoszą się po upadkach i też często mocno wzajemnie wspierają. W większości przypadków mieszkańcy zaniedbanych dzielnic, ale też i tych zamożniejszych są wobec siebie uprzejmi, grzeczni, okazują szacunek, więc dzieci mają dobre przykłady.
Teraz wydaje mi się, że kto nie oglądał, powinien to uczynić i lekturę opisu przerwać, ponieważ w dalszej części będzie więcej informacji o losach bohaterów.
Ali przy straganie z warzywami zostawił na chwilę naprawione buty Zahry. Szczerze mówiąc, nawet po interwencji szewca były w opłakanym stanie. Twórcy obrazu jednym ujęciem brudnych spracowanych rąk rzemieślnika i rozsypujących się dziewczęcych trzewików pokazują krótko realia, w jakich rozgrywa się historia. Chłopiec robi zakupy, od sprzedawcy kartofli dowiaduje się, że kredyt rodziny się skończył. W domu w zaopatrzeniu braki, właściciel mieszkania awanturuje się o zaległy czynsz. Matka cierpi z powodu bólów kręgosłupa, ma nadzieję, że operacja przyniesie jej poprawę zdrowia, ale o jej skuteczność obawia się mąż.
Przypadek sprawił, że buty sprzed warzywniaka zostały zabrane przez sprzątającego śmieci lub człowieka poszukującego przedmiotów, które dadzą się jeszcze jakoś wykorzystać. Buciki Zahry były w plastykowej torbie, mogły wydawać się kłębkiem niepotrzebnych opakowań. Nikt tu nie zawinił oprócz przypadka, ale dla Alego zaczął się dramat. Ostatnia rzecz, jakiej by chciał, to dodanie stroskanym rodzicom kłopotu. Namówił zatem siostrę do realizacji trudnego zadania. Przed starszymi postanowił stratę ukryć.
Wiele scen rozgrywa się w szkole i władze Iranu można pochwalić za to, że powszechna oświata faktycznie odgrywała w przedstawionych w filmie czasach rolę ogromnie ważną. Ali i Zahra mają szansę na solidne wykształcenie. W biednej dzielnicy działała edukacja, nauczycielki i nauczyciele, w większości młodzi, pracowali z poczuciem wagi wypełnianego zadania. Gdzieś przekaz ideologiczno-propaństwowy też się pojawił, ale niezbyt natrętnie.
Uczniom, Studentom, Wykładowcom można podsunąć taką oto myśl: jak wiele można opowiedzieć o ludziach, odwołując się do przedmiotu, rzeczy banalnej, użytkowej, której na co dzień nie przydajemy zbyt wielkiej wagi? Z polonistycznego obowiązku przypomnę nowelę: „Sokół”, ale też znakomitą „Kamizelkę” Bolesława Prusa. Jeśli jakiegoś drobiazgu autor nie postawi w centrum historii, to ów detal, obiekt, drobnostka może stać się materialnym dowodem czyjegoś istnienia, wielkiej miłości, dramatycznych losów, by przypomnieć tu choćby ptasie piórko z „Forresta Gumpa”, ubiory Orszulki z Trenu VII, dziką kaczkę z dramatu Ibsena. Naturalnie, przedmiotom nadaje się znaczenia symboliczne.
Buty niosą nas przez tę historię, podobnie jak przez całe życie. Dzielni bohaterowie tej opowieści uczą się walczyć z losem, godzić z tym, jakie miejsce im na świecie wyznaczył. Na twarzy Alego nie widać złości, nienawiści. Pojawia się determinacja, zrozumienie, upór, nawet rezygnacja, a czasem rozpacz. Ta ostatnia bywa tak przekonująca, mocna i szczera, że potrafi rozmiękczyć czyjeś serce.
Zahra umie się zezłościć, ale daje się szybko poskromić. Poprzez nią także wprowadza się motyw współczucia a nawet miłosierdzia. Doświadczy także poważnej rozterki natury moralnej. Dziewczynka dostrzeże bowiem w szkole kogoś, kto nosi jej buty, pójdzie tropem nowej właścicielki trzewików i sprowadzi brata, by jakoś może odzyskać własność. Dzieci widzą jednak z ukrycia, że ich utracone dobro, które, przypomnijmy, jest artykułem pierwszej potrzeby, czymś, bez czego nie można się obyć, trafiło w ręce kogoś równie ubogiego jak oni, a może jeszcze bardziej zasługującego na wsparcie.
Nowa właścicielka butów to córka niewidomego mężczyzny. Ali i Zahra uznają zgodnie, że nie wypada im walczyć o odzyskanie trzewików. Jakąż jednak dezorientację w małym sercu dziewczynki wywołał fakt, że ta, której ustąpiła swoją własność, pojawiła się w szkole pewnego dnia w zupełnie nowych, pięknych bucikach, a poprzednie zostały przez jej mamę wyrzucone. No cóż, nie tylko małe serduszka muszą się czasem z takimi doświadczeniami uporać.
Trzeba przyznać, że córka niewidomego, gdy znalazła piękny długopis Zahry, oddała go bez żadnego żalu i z wyraźną przyjemnością.
Przy dobrym filmie powinna być okazja do wzruszeń, zadumy, ale też śmiechu. Komizm wprowadzony jest tam, gdzie spotykają się światy ubóstwa i skromności z bogactwem i przepychem. Biedny ojciec Alego, który otrzymał bez żadnych opłat sprzęt do pielęgnacji ogrodów, pojechał z synem na rowerze do willowej dzielnicy, by zarobić trochę na opryskiwaniu i nawożeniu roślin. Był tak przejęty, przedstawiając swoją sprawę przez domofony, że wkrótce ratować musiał go syn, bardziej pewny siebie i opanowany. Głosy psów zza ogrodzenia skłaniały obu do ucieczki, choć nie było takiej potrzeby. Wśród bogaczy też zdarzali się sprawiedliwi i życzliwi ludzie. A że biednemu wiatr zawsze w oczy, to mimo zarobionych pieniędzy, wyprawa po fortunę zakończyła się katastrofą, wywrotką na rowerze pozbawionym hamulców, poturbowaniem ojca i syna oraz, co gorsza, stratami w sprzęcie.
Zabawne jest także to, cóż – ludzie wszędzie są tacy sami – jak zachowują się matki z lepiej sytuowanych rodzin wobec swojego potomstwa. Ali stając do biegu o wszystko, czyli o… buty, widzi, jak jego konkurenci są przebierani przez mamusie, masowani, a nawet obfotografowywani i filmowani. Chłopiec przystąpił do rywalizacji, gdyż nagrodą za zajęcie trzeciego miejsca miały być trampki. Rzecz w tym, że przed metą uczestnicy biegli już tak zwartą grupą, że utrafić dokładnie w trzecią pozycję wydawało się zadaniem ponad siły, zwłaszcza że walka o podium była coraz bardziej zacięta, nawet brutalna, a i po pięciu kilometrach kontrolowanie stawki było trudne.
Jak widzicie, nawet do tego miejsca nie wszystko zdradziłem.
Dlaczego dzieci niebios? Mali bohaterowie są dzielni i szlachetni, mają w sobie ogromne pokłady dobra. Ali troszczy się o rodziców, wypełnia bez szemrania wiele obowiązków. Ma dla siostry uśmiech i drobne podarki. Córka niewidomego mężczyzny uczy się pilnie i pomaga ojcu zdobywać środki na życie rodziny. Nikt nie sięga po nie swoją własność, choć bieda aż piszczy. Starsi młodszym, młodsi starszym okazują należny szacunek. Ubodzy rodzice każą dziecku zanieść zupę chorej sąsiadce. Nawet chłopiec z dzielnicy bogaczy okazuje się człowiekiem o dobrym sercu, gdyż kiedy ojciec Alego zajmuje się ogrodem, zaprasza małego gościa do zabawy i nie traktuje z wyższością.
Dziećmi niebios, jeśli by chwilkę pomyśleć, są wszyscy ludzie. Takie też jest jedno ze znaczeń tytułowego wyrażenia. Film pokazuje wagę starych wartości i pożytek z ich kultywowania. To pokora, męstwo, miłość, odpowiedzialność, ofiarność, samodzielność, skromność i pracowitość.
Obraz widziałem po raz pierwszy ponad dwadzieścia lat temu. Historia Alego i Zahry wydała mi się bardzo przejmująca. Dzieło świetnie pokazywało znaczenie takich elementów języka kina, jak twarz aktora i milczące sceny, które sycą nasze zmysły kolorami, ruchem, prostymi ujęciami budującymi opowieść.
Minęły dwie dekady zmian w Polsce i na świecie. Dziś „Dzieci niebios” skłaniają mnie do innych przemyśleń. Kto wie, czy w świecie Zachodu nie powstała potrzeba powrotu do źródeł kultury, a przecież właśnie z obszaru Babilonu, Persji także one biją. Zoroastrianizm wywarł wpływ na judaizm a poprzez niego także na chrześcijaństwo i islam. A przecież reżyser także obficie czerpał z dorobku sztuki filmowej europejskiej przede wszystkim i amerykańskiej z całego XX stulecia.
Rozdmuchany indywidualizm i podsycany konsumpcjonizm dobijają dziś być może do granic swoich możliwości i nadchodzi czas przemiany. Kto wie?
Prosta historia życia bohaterów filmu i lekkość, lakoniczność opowieści autorów tworzą wspaniałe warunki do namysłu nad sprawami naprawdę wielkiej wagi.
„Dzieci niebios” pojawiły się na ekranach w roku 1998, były pierwszym dziełem kinematografii Iranu nominowanym do Oskara w kategorii najlepszego filmu nieanglojęzycznego. Wyróżnione zostały także Nagrodą Publiczności Warszawskiego Festiwalu Filmowego. W ojczyźnie twórców cieszyły się ogromnym powodzeniem. Opowiadały przecież, tak jak u nas „Bogowie” Łukasza Palkowskiego, tamtejszym widzom o ich zbiorowym doświadczeniu. Dzieło Majida Majidiego oczarowało widzów na całym świecie.
Polecam też Waszej uwadze omówienia wspomnianych „Bogów” na stronie w dziale Film ale także opis „Rydwanów ognia” – dla miłośników sportu, biegania zwłaszcza, oraz recenzję „Co gryzie Gilberta Grape’a”, obrazu o sile rodzinnych więzów oraz rodzinie w stanie kryzysu.
Naturalnie, zobaczcie te filmy.
Autor artykułu potrzebuje dopingu, zachęty i motywacji. Dajcie mu jakoś znać, że czekacie na kolejne materiały. Polubcie fanpejdż na Facebooku (Klasyka Literatury i Filmu), zapoznajcie się z ofertą firmy. Dziękuję też za wpłaty na konto firmowe, czyli finansowe wsparcie edukacyjnego serwisu.
Kategoria: Film