Anatolij Rybakow: “Dzieci Arbatu” – opis, omówienie, opracowanie, analiza, recenzja
3 grudzień, 2021 18:04 Zostaw komentarzArbat – Moskwa
Jeśli dzieci, to pewnie powieść o dojrzewaniu. I to prawda. Przede wszystkim szeroki obraz społeczeństwa Związku Radzieckiego w burzliwych latach trzydziestych, kiedy Józef Stalin po umocnieniu swego kierownictwa w partii chorobliwie poszukiwał śladów opozycji przeciwko sobie, ale rozwijało się też z rozmachem przemysłowe zaplecze dla gospodarki, a w tym wszystkim dorastali młodzi ludzie szukający dla siebie szczęścia, powodzenia, ale też dobra i prawdy. Niektórzy próbowali dobrze się urządzić, innych krępował nakładany na umysły gorset zrobiony z propagandy, kultu wodza, terroru nieżyciowych przepisów, sztucznych zachowań u znajomych, skądinąd poczciwych i życzliwych osób. Rybakow przedstawia losy inteligencji, inżynierów, lekarzy, artystów, starych zasłużonych komunistów, ale też oszustów, hazardzistów i cwanych aparatczyków, nade wszystko młodzieży. Akcja toczy się wokół Arbatu, jednej z najmodniejszych i najpiękniejszych ulic w Moskwie. Przenosi się też z jednym z bohaterów do więzienia NKWD i na Syberię w okolice rzeki Angary. Dużo uwagi poświęca autor analizie osobowości Stalina, jego urazom z przeszłości, kompleksom, potrzebie manipulowania współpracownikami, niszczenia dawnych nawet i niegroźnych już przeciwników.
Rybakow znakomicie buduje w powieści ludzkie charaktery, odmalowuje zmieniające się, niekiedy w dość dramatycznym tempie, relacje rodzinne, koleżeńskie, miłosne, ich wpływ na późniejsze losy postaci.
Dla wątku wydarzeń politycznych istotny jest zbliżający się XVII zjazd partii oraz rozgrywki generalnego sekretarza toczone z jego dawnymi i obecnymi towarzyszami, między innymi z Kirowem, który nie chciał zgodzić się na represje wobec dawnych zwolenników Zinowiewa i Kamieniewa w leningradzkiej organizacji partyjnej. W tle jest dojście Hitlera do władzy i konflikt Stalina z niektórymi z podwładnych o ocenę skutków zmian we władzach Niemiec. Na styczeń 1935 roku planowano zniesienie kartek żywnościowych, co także wywoływało obawy najwyższych czynników o skuteczność i bezpieczeństwo całej operacji.
Wyróżnia się spośród bohaterów Sasza Pankratow, jego matka i przyjaciółka Waria. Odrębnym, niesłychanie dramatycznym wątkiem jest oskarżenie, aresztowanie, śledztwo i zsyłka młodego komsomolca, studenta, bratanka jednego z wielkich budowniczych zakładów przemysłu metalurgicznego. Rybakow doskonale prowadzi postaci przez kolejne etapy krzywdy i wyłączania z życia nieszczęsnej ofiary, która tak naprawdę uwikłana została w rozgrywkę o wiele większej wagi, a sama w sobie dla sterników krajowej polityki nie liczyła się, choć stanowiła przydatny element intrygi.
Narastający lęk o syna wyrzuconego z uczelni spowodował, że matka jedynaka, rozwiedziona Sofia Aleksandrowna spędzała na ulicach długie godziny, by rozpoznać szpiegujących go tajniaków, wyprzedzić mającą nastąpić katastrofę, obronić go. Przeczuwała, że usunięcie ze studiów to preludium do zniszczenia chłopcu życia. Nie dowiadujemy się, czy jej opowieści o rozmowach z wywiadowcami były autentyczne, czy też narodziły się w zaburzonym z przerażenia umyśle osoby tracącej treść i sens swego życia.
Przejmujący jest obraz kobiet wystających w więziennych kolejkach, słabych istot próbujących obronić swoich najbliższych, wydostać ich za wszelką cenę z trybów bezpieczniackiej maszynerii, starających się przekazać jedzenie w paczkach wypełnionych tym, co ujęły ze swoich nędznych przydziałów zaopatrzenia. To w tych kolejkach Sofia Aleksandrowna przynajmniej nie czuła się samotna. Tam dowiadywała się, jak odszukać syna, jak zorganizować przekazanie przesyłki, co do niej zapakować, do kogo się zwrócić, o co prosić.
Budiagin, odstawiony na boczny tor dyplomata i ojciec Leny z Arbatu, dawny towarzysz Stalina z zesłania nie miał szans przekonać go do swojej oceny hitlerowskich Niemiec jako poważniejszego zagrożenia niż Francja, Anglia czy Japonia. Wódz widział po tej samej stronie co ZSRR pokonane w I wojnie światowej państwo ze środkowej Europy pochłaniane przez faszystów oraz jako drugiego sojusznika – USA.
Jeśli było tak naprawdę, a nie jest to ocena ex post przydana przywódcy przez pisarza, to musielibyśmy wyrazić uznanie dla takiej zdolności przewidywania i układania politycznych kart przez sekretarza generalnego. Wszak na początku II wojny światowej ZSRR działało ramię w ramię z hitlerowskimi Niemcami, a wraz z USA zakończyło wojnę i to z Ameryką układało światowy ład, gdy Anglia nie liczyła się już w ogóle.
Stalin sportretowany przez Rybakowa to przekonany o swojej nieomylności, podszyty urazami i kompleksami przebiegły, intrygujący zarozumialec. Uważał, że jego przeznaczeniem jest kierowanie krajem i że nieuniknione jest likwidowanie nawet pokonanych wrogów. Przypisywał sobie głębokie rozumienie zalet i wad rosyjskiego ludu. Za nic nie chciał pozwolić na kontynuację gospodarczego rozwoju w ramach NEP-u, który umożliwił odrodzenie się gospodarki ZSRR po rewolucji i wojnie domowej. Uważał, że błędem jest zaszczepianie rosyjskiemu chłopu mentalności farmera. Jedyna forma posiadania ziemi może mieć charakter kolektywny, spółdzielczy, na pewno nie indywidualny. W linii rozwoju kraju i taktyce sprawowania władzy widział w sobie następcę Piotra I i Iwana Groźnego. Z zasady nie ufał nikomu i za kluczowe uważał osłabianie aparatu państwowego i partyjnego przez ciągłe przetasowania, wymiany, przenosiny. Widział związki między ludźmi i starał się je metodycznie osłabiać i przerywać.
Z zimnym wyrachowaniem oceniał wartość, czasową przydatność i ewentualne osobiste ambicje, dawnych i obecnych współpracowników, szacował ich możliwości, intelekt, charyzmę, powiązania. Z niechęcią myślał nawet o Sergo Ordżonikidze, jedynym bliskim mu człowieku, którego znał ponad trzydzieści lat. Nie podobało mu się, że długoletni towarzysz chciał pokonanych jego przeciwników przyjąć z powrotem do partii, podczas gdy dla Józefa Wisarionowicza jasne było, że wrogowie Stalina to wrogowie władzy radzieckiej, a kto sprzeciwia się jej, musi zostać zlikwidowany.
Pewnego dnia wieczorem matka Saszy dowiedziała się, że synowi na dziesiątą następnego dnia rano należy dostarczyć pieniądze, ciepłą odzież, żywność. Polecenie przekazania więźniowi grubszej bielizny, butów sugerowało jego zsyłkę na północ, może na Syberię. W warunkach niedoborów wszystkiego, braków na rynku, słabej dostępności telefonów, których nie mieli przecież wszyscy, biedna Sofia Aleksandrowna przy pomocy sióstr, wpychając się niemal przemocą do zamykanych sklepów zdołała jednak przygotować niezbędne rzeczy. Nieocenione okazało się niewielkie nawet wsparcie jakichś znajomych, życzliwego sąsiada.
Arbat
Przypadek czasem gra decydującą rolę w życiu, a może to drogi ludzi nieoczekiwanie splatają się na ich życzenie i z głębokiej potrzeby serc. Zbuntowana nastoletnia Waria, odprowadzając na stację swego narzeczonego, przystojnego absolwenta szkoły oficerskiej zobaczyła na dworcu prowadzonego pod eskortą Saszę i choć żegnała Serafima, z którym już wiązała przyszłość, nie umiała otrząsnąć się z szoku. Zaczęła płakać, mówiąc do siostry, Niny, że widziała Saszę, przeraźliwie bladego, przygarbionego, z długą brodą, niosącego walizkę. Obraz dawnej sympatii stał w kontraście z człowiekiem, którego zapamiętała, silnym, szlachetnym, dumnym, honorowym.
To Waria, naiwna jeszcze młoda dziewczyna, jako jedyna towarzyszyła wcześniej Sofii Aleksandrownej, wystawała w kolejkach przed więzieniami, na mrozie, wykłócała się przy okienkach. Miała dobre serce, a fakt, że chłopak, z którym tańczyła w „Arbackiej Piwnicy”, zniknął, a ona z jego matką szuka go po więzieniach i wozi paczki, wyróżniał ją spośród koleżanek.
Saszę poznawała jeszcze później, mogąc porównać go do innych napotkanych mężczyzn. Odwiedzając Michaiła Juriewicza, samotnie żyjącego sąsiada, dowiadywała się, co sądził o młodym Pankratowie, jakie książki pożyczał młodzieńcowi. Postrzegał chłopaka jako zbyt prostodusznego, prostolinijnego, zbyt ufnego, by mógł poradzić sobie w polityce. Sąsiad radził Saszy, by po zwolnieniu z instytutu, szybko wyjechał do wuja lub do ojca. To mogłoby go uchronić przed aresztowaniem. Warię zdziwiła wtedy opinia Michaiła Juriewicza, że Pankratowa mogą nie zwolnić nawet po zakończeniu wyroku. Sam Sasza, już na zesłaniu, dowiedział się, że szans na wykreślenie kary z kartoteki nie ma i że na zawsze już pozostanie podejrzanym. Powrót do Moskwy był wysoce wątpliwy.
Waria pamiętała, jak Pankratow surowo oceniał w restauracji uliczną dziewczynę, a potem bronił jej jako kobiety. Ostro potraktował też Szaroka, który źle odnosił się do Leny. Przez pewien czas Sasza tracił w jej oczach, gdy utrwalił się jej obraz upokorzonego, sponiewieranego i potulnego aresztowanego prowadzonego przez eskortę po peronie.
Sama zsyłka na Syberię nie była jeszcze końcem trudów i niebezpieczeństw skazanego. Trzeba było jeszcze dotrzeć na miejsce i niby władza wydawała odpowiednie dyspozycje i zabezpieczała jakieś środki, ale po drodze trafiali się różni urzędnicy, czasem nie można było za ustaloną odgórnie stawkę znaleźć chłopa z wozem gotowego wziąć pakunki albo i niesprawnego, chorującego więźnia i przez kilka dni jechać we wskazane miejsce, prowadząc całą grupę przez tajgę.
Sami zesłańcy na miejscu musieli wynająć sobie jakiś pokój przy rodzinie i znaleźć pracę, by opłacić wszystkie koszta. Nie zachowując się z należytą ostrożnością, łatwo było narobić sobie wrogów i ściągnąć kłopoty. Chętny do pomocy Sasza, niestety, dość szybko naraził się miejscowym czynnikom.
Może ta otwartość i chęć bycia szlachetnym brały się stąd, że matkę porzucił ojciec a nim samym nigdy się nie interesował. Sasza starał się nawiązywać z nim kontakt, ale bezskutecznie. Chciał, możemy tak sobie myśleć, zrównoważyć swoim dobrem, krzywdy które widział wokół i które dotknęły jego samego. Pragnął stać się prawdziwym mężczyzną. Przebieg kilku etapów jego młodości nasuwa nam takie przypuszczenie.
Wiele opinii, rozważań, sądów znajdziemy w powieści na temat zarówno sensowności władzy bolszewickiej, brutalnych metod rządzenia, jak i samego ludu rosyjskiego, któremu inne rządy, ustrój rzekomo nie służyłyby. Oto zesłaniec, Wsiewołod Siergiejewicz, sam będący przecież ofiarą systemu, przekonywał towarzystwo przy kartach, że wolność w Rosji doprowadziłaby do powszechnej rzezi, a lud domaga się porządku. Religią Rosjanina, dowodził, jest państwo, Boga czci w państwie, okazując posłuszeństwo. Dlatego więc, jego zdaniem, bolszewicy sami wyrzekli się wszechświatowej rewolucji. To oni ocalili Rosję, zachowali ją jako mocarstwo. Przy tak zwanej wolności rozpadłaby się na części. Nowy samowładca umacnia ją i za to cześć mu i chwała.
Jeśli jest sens czytania wielkiej literatury rosyjskiej, to właśnie po to, by zrozumieć sąsiadów. Przecież powyższe słowa jak ulał pasują do pierestrojki, załamania gospodarki Rosji i kryzysu państwa okresu Jelcyna, a potem odbudowy jej siły pod kierunkiem Putina. Całą, wielką Rosję ocalić może władza silna, ale nawet władza silna za słaba jest, by uczynić to państwo bogatym, wykorzystać złoża, zasoby, potencjał. Tak jakby kolonialna potęga nie radziła sobie sama ze sobą.
No, ale czy my sami jesteśmy pod tym względem lepsi? Na pewno dobrowolnie nie przyjęliśmy żadnego ze zbrodniczych systemów rządzenia.
A oto Alfierow, pełnomocnik NKWD rejonu kieżemskiego we wsi Kieżma, sam poniekąd znalazł się na zesłaniu, precyzyjniej mówiąc w odstawce, ponieważ był zaufanym Kirowa, a z nim swoją grę podjął już towarzysz Stalin. Alfierow musiał wytłumaczyć Saszy, w jak poważnej sytuacji się znalazł przez swoją porywczość, nieroztropność. Ciekawe, co mówił ów funkcjonariusz aparatu bezpieczeństwa o konieczności wymierzania surowych kar za popsucie sprzętu. Tłumaczył Pankratowowi, że rosyjski chłop to techniczny analfabeta. Zna tylko jedno narzędzie – siekierę. Wszystko inne najzwyczajniej niszczy. Pierwszy traktor na Zachodzie wyprodukowano w 1830 roku a w ZSRR w 1930. To stąd bierze się zapóźnienie i nieumiejętność obsługi maszyn. Władza ma tylko jeden sposób walki z mimowolnym szkodnictwem – strach. Zepsułeś traktor – dziesięć lat, uszkodziłeś żniwiarkę – też dziesięć. To jedyny ratunek dla gospodarki, przemysłu – zmusić chłopa rosyjskiego do namysłu, rozwagi, ostrożności, poszukania kogoś, kto wytłumaczy, pomoże, nauczy.
Alfierow wyjaśnił też Saszy, że w obozie jest lepiej niż na zsyłce. Tu – tłumaczył – jest pan wrogiem, jest pan obcy. Wystarczy jeden donos, by pana posadzić.
Angara – rzeka na Syberii – gdzieś tam zesłany był Sasza
Losy tubylczej ludności nad Angarą też były nie do pozazdroszczenia. Odległość od centrów władzy ratowała ich przed śmiercią z głodu. Kolektywizacja przyniosła wielkie szkody, zubożenie regionu, ale nie głód, który doprowadził na innych terenach ZSRR do śmierci milionów.
Krótki okres wegetacji był przyczyną niewielkich zbiorów zboża, które należałoby po żniwach dostarczać przez tajgę albo niebezpieczne progi rzeczne na Angarze do miejsc oddalonych ponad 600 kilometrów. Na tym produkcji państwowej oprzeć się nie dało.
Wieś miała dawniej dwa tysiące krów i tysiąc koni. Skolektywizowano, odebrano. Kiedy ponad połowa padła z głodu, pognano zwierzęta z powrotem do gospodarstw chłopskich, ale jako własność kołchozową, nie prywatną. Przedstawicieli władz przybywało, a liczba zwierząt odwrotnie – malała. Nie sposób było sensownie zorganizować skupu mleka. Uznano po czasie region za wyłącznie łowiecki. Miejscowi jednak nie oddawali skór upolowanych popielic do skupu i „sprzedawali” oficjalnym czynnikom bajkę o odejściu ssaków na północ. Handlowali za to skórami w najlepsze z Tunguzami.
Kolektywizacja w imię scalania władzy, zwierania szeregów, eliminowania własności prywatnej, rozkułaczania, realizacji ideologii zdewastowała dobrze działającą gospodarkę nawet w niesprzyjających rolnictwu terenach. Jak podsumowuje to narrator, zbierając w spójną relację opowieści miejscowych: z wiochy zabitej dechami, głęboko na Syberii wysyłano sto tysięcy skór popielic rocznie, ryb było pod dostatkiem, zboża wystarczało na potrzeby mieszkańców, do Irkucka docierały z niej stada bydła. Przed głodem lat trzydziestych wywołanym wspomnianą kolektywizacją uratowały ludzi rzeka i las.
Nieopodal znajdowało się osiedle Kalinińskie, zbudowane przez przywiezionych z Ukrainy i Kubania kułaków, rolników, którym odebrano własność. Znaleźli się w tak trudnych warunkach, na nieznanej, nieurodzajnej, zmarzniętej ziemi, że najpierw, próbując ratować swoje potomstwo, prosili chłopów z pobliskiej wsi, by przygarnęli dzieci.
Angara
Wśród osadników, zesłańców, funkcjonariuszy aparatu, dobrowolnie żyjącej tam drobnej inteligencji Sasza spotkał wiele interesujących osobowości. Można rzec, że przewijała się tam w szeregu postaci cała historia porewolucyjnej Rosji. Mimo poważnego niebezpieczeństwa pomógł Pankratow w ucieczce Borysowi Sołowiejczykowi, otrzymawszy przedtem wyraźne ostrzeżenia od Alfierowa, pracownika NKWD, by tego nie robić, gdyż odpowiedzialność i kary spadną na wiele osób. Sasza nie oskarżył też Kriworuczki podczas swojego procesu i nikogo nie obciążył. Bieriezin, oceniany przez Budiagina jako czekista odważny i uczciwy został poproszony przez ojca Leny, a wcześniej przez wuja Pankratowa o to, by zająć się sprawą Saszy. Bieriezin przyjrzał się aresztowanemu podczas jednego z przesłuchań i uznał, że to szczery, pełen odwagi i godności chłopak. Rozumiał jednak, że ciąg powiązań w całej sprawie instytutu prowadzi aż do niejakiego Łominadzego, jednego z szefów Kominternu, z którym o sprawę chińskiej rewolucji starł się Stalin. Skoro podłoże skomplikowanej sprawy zna sam Jeżow, to oznaczało dla Bieriezina „straszny i złowieszczy łańcuch”, w którym Pankratow jest ogniwem, którego usunąć się nie da, nawet jeśli to wiązanie mało ważne samo w sobie.
Warto może przeczytać powieść Rybakowa choćby dla tych słów: ze wszystkich wynalazków dokonanych przez człowieka, największym jest książka, a pośród ludzi – najbardziej niezwykłym fenomenem jest pisarz. Snując swoje rozważania o Saszy, Michaił Juriewicz zwracał uwagę Warii, że cierpienie rozwija spostrzegawczość i artystyczne uzdolnienia. Wierzył w młodego Pankratowa.
Sama Waria nie związała się ze swoim pięknym wojakiem, Serafimem, z którym przecież była zaręczona. Nie pojechała za Saszą na zesłanie. Uległa czarowi Kostii, śmiałego, roztaczającego wokół siebie aurę niezależności zawodowego bilardzisty. Rybakow przekonuje nas, że nie było prawdą to, co twierdzili bywalcy Gribojedowa z „Mistrza i Małgorzaty” Bułhakowa, że brakowało w Moskwie lokali z klasą. Inteligencja, znani artyści, architekci, lekarze, krytycy teatralni, cudzoziemcy spotykali się w restauracjach i klubach. Życie toczyło się jak przystało na stolicę wielkiego kraju. Oczywiście, poprzez stałych informatorów organy bezpieczeństwa zbierały informacje. Ktoś z grona starych znajomych z domów przy Arbacie został pracownikiem NKWD, choć komunistycznej władzy nienawidził on i jego rodzice, ktoś inny z kolei stale spotykał się z funkcjonariuszem, by przekazać, kto z kim rozmawiał, o czym, kto został czyją kochanką lub kochankiem.
„Dzieci Arbatu” to książka przepiękna, treściwa, przepełniona okruchami życia, ludzkimi pragnieniami, błędami, wyrazistymi sylwetkami osób, ich namiętnościami. Tu często nawet zesłańcy zachowują wewnętrzną wolność, poczucie humoru i marzenia niemal nie z tej Ziemi. Przesuwa się przed oczyma czytelnika nie tylko towarzyska śmietanka Moskwy, ale też postaci wielu wybitnych komunistów, współtwórców sukcesu bolszewickiej partii, którzy brali udział w przebudowie społeczeństwa Rosji według nowego modelu wyobrażeń o rzeczywistości. Członkowie tej elity, choć ludzie z zasługami i talentami, stawali się w rękach Stalina pionkami w jego grze.
Gdzieś na dole byli zwykli ludzie, dzieci Arbatu.
Wynotowałem dla Was jeszcze dwa cytaty z wypowiedzi nieszczęśników, którzy padli ofiarą terroru lat trzydziestych.
„Pośpieszysz się – i już błąd, i już pędzą na Syberię, choć to nie ty składałeś te czcionki. W tekście przemówienia Stalina zamiast „zdemaskować” złożyli „zamaskować”. Zamknięto sześciu. Iwaszkin zostawił w domu żonę i trzy córeczki”.
“Niech pan zwróci uwagę, że w zsyłce żaden człowiek nie powie panu prawdy: kto siedzi za coś – udaje, że siedzi za nic; kto siedzi za nic, udaje, że siedzi za coś. Mnie może pan jednak uwierzyć. A więc w naszej instytucji wisiało hasło: „Technika w okresie odbudowy decyduje o wszystkim. Stalin”. Zna pan to hasło? Wspaniałe. Przeczytałem je kiedyś przy pewnej uroczej panience. I ta właśnie panienka zdemaskowała mnie jako osobnika nieznającego interpunkcji. Niech pan posłucha uważnie. Otóż odniosła ona wrażenie, że przeczytałem to hasło tak: „Technika: w okresie odbudowy decyduje o wszystkim Stalin”. Była to wykształcona panienka, nie mogła znieść mojej ignorancji i podzieliła się swoim oburzeniem z kim trzeba. Zawsze miałem nieprawidłową wymowę, myślałem sobie – no cóż, dostanę pewnie porządną naganę. Dostałem artykuł pięćdziesiąty ósmy, paragraf dziesiąty – kontrrewolucyjna agitacja i propaganda.”
Powyższe dedykuję uczniom, kwestionującym przydatność interpunkcji.
Był też kucharz, który wprowadził do karty dań leniwe pierogi i za to słowo „leniwe”… No właśnie.
Zainteresowanych najnowszą historią ZSRR i literaturą rosyjską zachęcam do przeczytania opisów, omówień, analiz:
“Mistrza i Małgorzaty” Michaiła Bułhakowa
“Doktora Żywago” Borysa Pasternak
“Moskwy – Pietuszek” Wieniedikta Jerofiejewa
Skorzystałem z tłumaczenia pani Zofii Gadzinianki (t. 1) i pana Michała B. Jagiełły (t. 2) z wydania Iskier z 1989 roku.
Drodzy Czytelnicy,
jeśli chcecie podziękować autorowi za jego pracę, to macie kilka możliwości do wyboru:
- odwiedzajcie stronę, wracajcie tu jak najczęściej
- zainteresujcie znajomych ofertą Sztuki Słowa – polećcie mnie jako polonistę przygotowującego solidnie do matury z języka polskiego na poziomie podstawowym, rozszerzonym, do matury międzynarodowej, do egzaminu ósmoklasisty
- polubcie na Facebooku fanpejdż strony: Klasyka Literatury i Filmu
- wpłaćcie symboliczną kwotę na konto firmowe z adnotacją w tytule: SERWIS EDUKACYJNY
Właściciel: Sztuka Słowa PL, Tomasz Filipowicz
Nr konta: 15 2490 0005 0000 4500 8617 6460
Tytułem: SERWIS EDUKACYJNY
Kategoria: Uncategorized