James Cameron:”Avatar” – opis, omówienie, recenzja, analiza, interpretacja, opracowanie
13 luty, 2022 14:32 Zostaw komentarz„Avatar” – film głośny, kasowy sukces, podobno jeden z niewielu obrazów w 3d, trójwymiarowych, który uznaje się za naprawdę udany. Dla mnie, niestety, dzieło lekko zalatujące szmirą, z prostym przekazem, oparte na całym długim szeregu schematów i z postaciami pozbawionymi głębi. Kiedy widziałem go pierwszy raz w kinie, urzekające wydały mi się obrazy dryfujących gór i dech zapierały sceny lotu smoków z wojownikami, którzy ich dosiadali. Tu potencjał trójwymiarowości został znakomicie wykorzystany. Od strony technicznej – świetne, ale fabularnie – nędza. Cóż robić? Autorzy zainteresowani byli kasowym sukcesem, a ten rzadko zbieżny jest z ciekawszą treścią. Przygotowując się do wpisu, obejrzałem „Avatara” jeszcze raz i zobaczyłem w nim przede wszystkim film o Indianach w Ameryce, też jeden z wielu, być może ostatni w ogóle. Czytajcie dalej, jeśli czujecie się zainteresowani.
„Avatar” może być w szkole podstawowej punktem wyjścia do rozmowy o naturze, ale chyba lepiej żeby tym inspirującym, inicjującym materiałem były: spacer dzieciarni po lesie i opowieść mądrego nauczyciela.
Do rzeczy. Dziełko Camerona to arkadyjsko-utopijna opowieść o życiu ludu Navi w idealnej harmonii z otaczającym światem. Humanoidzi mieszkający na planecie Pandora czują obecność duchów, nie zabijają bez powodu, a już na pewno nie z agresją w sercu. Jak trzeba zjeść, to przeproszą zwierzątko, poślą je do Ejły – duszy ich świata, najważniejszej bogini zarządzającej całą naturą, a co ważne też – zadadzą śmierć szybko. Jeszcze może nawet wytłumaczą zwierzątku co i jak, żeby mu smutno nie było. Taki tam raj panuje. Oczywiście, do czasu.
Arkadia to pierwotna kraina szczęścia przez ludzkość utracona. Wszelkie próby odzyskania tego skarbu polegają na powrocie do natury, odnajdywaniu w niej utraconego miejsca. Najlepsze i najbardziej znane literackie przedstawienia tych realizacji mitu arkadyjskiego to „Pan Tadeusz” i „Pieśń świętojańska o Sobótce” z pieśnią Panny XII na czele.
Utopia z kolei to wizja krainy szczęśliwego życia, gdzie wymarzona doskonałość i bezkonfliktowość uzyskane zostały dzięki rozwiązaniom technologicznym, dzięki postępowi naukowo-technicznemu, ale także właściwej organizacji. Kto chce przykładu, to zapraszam do lektury wpisu o szklanych domach w „Przedwiośniu”.
Utopijne jest, oczywiście, przedstawianie współczesnemu widzowi, bez względu na jego wiek, konceptu świata, w którym panuje pokój, harmonia, ład, komunikujemy się z Ejłą, ona uzdrawia, wskrzesi nawet kogo trzeba, jeśli zwłoki nie uleżały się za długo i tak dalej, panie dzieju.
Utopijne jest przeniesienie się do krainy w dalekim kosmosie wojownika o szlachetnym sercu z kompletnie już wylesionej i zapaskudzonej Ziemi i ulokowanie go w świecie łagodnych, mądrych Navi oraz pozostawienie tym samym widzowi nadziei, że właśnie istnieje jakaś szansa na ewakuację z piekła chciwych korporacji, biznesu i zebrań akcjonariuszy. Utopią „zalatuje” obraz grupki szlachetnych naukowców, którzy chcą poznać lud Navi, zrozumieć ekosystem planety i zapobiec dewastacji ich świata przez firmę pobierającą z Pandory rzadki pierwiastek Unoptanium, wyceniany na 20 milionów dolarów za kilogram. Oczywiście, ekolodzy z Ziemi zwyciężą.
Co ważne zawarto w „Avatarze” jednak przekaz, do którego przyczepić się nie chcę. Otóż w świecie przyrody jest więcej niewidocznych dla nas powiązań i komunikacji, i współpracy, i tajemnych sił, niż komukolwiek dotąd mogłoby się wydawać. Co śmielsi twierdzą, że może nawet wszystkie organizmy na naszej planecie mają możliwość przekazywania między sobą na duże odległości ważnych dla nich informacji. Zainteresowanych zachęcam do wpisania do wyszukiwarki hasła: pola morficzne albo do wysłuchania materiału na Jutubce lekarza Marka Skoczylasa o kąpieli leśnej jako formie terapii, której skuteczność potwierdzają badania kliniczne. Nie jest to zatem żadne „czary mary”.
Obserwatorzy, przyrodnicy, leśnicy twierdzą, że zaatakowane przez chorobę czy szkodniki drzewa z jednej strony boru wysyłają informację do innych, a te „przygotowują się” w jakiś sposób na nadchodzące zagrożenie.
Tu James Cameron nie pobłądził, ale to drzewko jarzeniówka to taki product placement. Reżysera współfinansowali producenci ledów. To żart, oczywiście. Obraz drzewa dusz i sceny rozgrywające się pod nim są dla mnie nie do zniesienia.
Navi przypominają Indian, których koloniści w Ameryce po prostu wymordowali, ograbili, a jak kto tam jeszcze żywy został, to pozbawili godności, co świetnie przedstawił w „Locie nad kukułczym gniazdem” Ken Kesey. Zachęcam do lektury omówienia na tym blogu.
Humanoidzi z Pandory są odważni, dumni, waleczni, pełni szacunku dla duchów i przodków. Mądrość gromadzą przez pokolenia. Mówią otwarcie, co myślą. Wypatrują znaków, które daje im natura. Wobec świata zachowują dużo pokory. Przybyszów ingerujących w ich życie oceniają krytycznie i choć nie mogą posiadać wiedzy, że podobne im twory, przybysze nie mają własnej egzystencji i są tylko avatarami pilotowanymi przez ludzi, to intuicja podpowiada im, że zetknęli się ze zjawiskami dziwnymi, „chodzącymi we śnie”, „demonami”. Tak kino amerykańskie pokazywało często Indian, jako egzotycznych myśliwych, wojowników, szczęśliwe ludy cieszące się wolnością, rozumiejące swój świat, ale, niestety, nierozumiejące, że obcy, przyjezdni z daleka odbiorą im bezwzględnie to, co ma wartość inną, inaczej pojmowaną. Ziemi nie wpisywali Indianie do ksiąg wieczystych. Poruszali się po swoich terytoriach pewnie i śmiało. Walczyli, nie zdając sobie sprawy, że muszą przegrać. Kino pokazywało ich jako szczęśliwych. Czy byli tacy naprawdę?
Navi zostali ocaleni dzięki żwawym ekologom, głównemu bohaterowi i kierowniczce projektu badawczego. Jake przeszedł w kluczowym momencie na właściwą stronę mocy. Indianie w Ameryce nie mieli tyle fartu. Nachodźcy, najeźdźcy wprowadzili sobie jednak kulturę pierwotnych mieszkańców kontynentu do własnej narodowej mitologii. Jak widać, trochę ich może wspomnienie wyrządzonej krzywdy „uwiera”, ale znakomicie sobie z tym radzą.
Biologia lasu, niewidoczne połączenia – już pisałem wyżej – to ważny przekaz, chociaż nic nowego. Cameron Ameryki nie odkrywa. Kolejny schemat męczący strasznie widza to obecność demonicznej korporacji, chciwi akcjonariusze, przemysł wydobywczy, podłe typki na pensji, które nie zatrzymają się przed żadną podłością, byle tylko dobrać się do złóż. Po drugiej stronie szlachetni naukowcy, których firma z Ziemi finansuje. Zarząd łoży na badania ludu Navi i prace nad botaniką Pandory, by poprawić swój wizerunek i przynajmniej poudawać przez jakiś czas przed publiczną opinią, że nie dąży do brutalnej grabieży, a w razie oporu miejscowych – do rzezi.
Charyzmatyczna Grace Augustin, kierowniczka ekologów, zafascynowana jest siecią neuronową łączącą żywe istoty na Pandorze, zarówno faunę, jak i florę. Udowodniła istnienie synapsów w ekosystemie. Jest zdeterminowana, gotowa do poniesienia najwyższej ofiary, a kiedy umiera, to jeszcze chce pobierać próbki na miejscu do badań. Wyzwolona, niezależna i prawie natchniona pali papieroski w pracy, podtruwając kolegów, ale któż jest bez wad.
Czego się dowiadujemy o świecie naszym współczesnym? Chcesz być blisko natury? – Poszukaj sobie miejsca w kosmosie. Tak więc, co do staruszki Ziemi padły ostatnie złudzenia. W byciu eco-friendly pomoże ci przemysł, nawet ten „brudny” – wydobywczy. Naukowcy przecież przylecieli na Pandorę dzięki funduszom zbrodniczej korporacji. Wyjaśniam, nie jestem wrogiem zabiegów, starań o czyste środowisko. Naturę kocham, świetnie relaksuję się w lesie, górach, nad jeziorami, ale gdy biznes zabiera się za układanie naszych relacji ze światem, nawet tych intymnych, to zapomnijmy o powodzeniu.
„Avatar” mówi przecież o takich właśnie związkach: duchowych, pozamaterialnych. Ejła, po naszemu matka natura dba o równowagę i ingeruje. To ona umożliwia ludowi Navi wspieranemu przez nieliczne szlachetne jednostki z Ziemi wygrać, przegnać korpo-typków, ocalić planetę w jej pierwotnym, niezmienionym stanie. Inna rzecz, że Jake musiał ją wcześniej o to poprosić, choć nawet lokalna jego ulubienica nie bardzo wierzyła w powodzenia takich usiłowań.
Pamiętam, jak moje Panie Nauczycielki ze szkoły podstawowej, zacne kobiety skądinąd, często szlachetne szczyciły się, a nawet nieco chełpiły tym, że troszczą się o przyrodę, ponieważ mają choinki sztuczne. Uważały, że kroczą w awangardzie ludzkości, a ja ze wstydem przyznawałem, że u mnie w domu są co roku te „prawdziwe”. Dziś po wielu latach wiadomo, że te naturalne, z lasu są „ekologiczne”, a plastikowe dziadostwo nie rozłoży się nawet przez tysiąc lat.
Nasz intymny, pierwotny kontakt ze środowiskiem jest do odbudowania bez żadnych wielkich projektów. Jakie skutki przyniosą działania wielkoskalowe? Nie wiem, nauczony doświadczeniem zachowuję sceptycyzm. Pewne rozwiązania, to też przyznam, powinny były być wdrożone już dawno temu, jak choćby elektrownie oparte na odnawialnych źródłach energii. Na jutubce poszukajcie, proszę, kanału Wolne Rzeki. Prowadzący, hydrolog dowodzi tam, że tama we Włocławku i w związku z tym elektrownia wodna przynosi środowisku więcej szkód niż elektrownia węglowa w Kozienicach. Zdziwieni? I ja też. A zawsze słyszałem, że hydroelektrownie są przyjazne matce naturze. Posłuchajcie fachowca. Polecam ten kanał.
Kiedy piszę, mam wrażenie, że nie wyjaśniłem jeszcze dlaczego motam arkadyjski koncept przedstawiony w filmie z utopijnym. Wiążę, bo twórcy powiązali. Naukowcy z DNA Ziemian połączonego z DNA Pandorian wytworzyli materiał do zbudowania avatarów. Sztuczne twory były „pilotowane” przez ludzi. Jake nie przeszedł szkolenia, to taki naturals albo naturszczyk wśród lokalsów i przeszkolonych ekologów. Przywieziono go na Pandorę, ponieważ „wyszło taniej”. Jego brat uczestniczący w projekcie zginął tragicznie, a że DNA mieli identyczne, więc ktoś w centrum podejmowania decyzji wysłał byłego wojaka z marines do pracy u doktor Grace Augustine. Pani kierownik jest sceptyczna wobec zaangażowania Jake’a i swym niewyparzonym językiem daje wyraz irytacji, ale to taka ładna kompozycja, w sensie: papieroski, misja do wypełnienia szczytna i troszku agresji.
I tak to właśnie dzieje się, że technologia pozwala przekroczyć granicę między światami. Jake, Grace i Norm przenikają do środowiska Navi, badają przyrodę, budują relacje. I tu jest pogrzebany przysłowiowy pies. Do natury przez technologię. Inaczej jakoby podobno rzekomo się już nie da. Co prawda, gdy buldożery, ochrona, brutalni najemnicy zostaną wyproszeni z Pandory, to główny bohater przez matkę – Ejłę zostanie już przemajdrowany na takiego nieudawanego Navi.
I o to też można mieć do Camerona pretensje, że w gruncie rzeczy zakłamuje ideę bycia naturalnym. Podtrzymuje, wzmacnia nasze zarozumialstwo. Zawarł w „Avatarze” przekaz, że jako Ziemianie posiadamy już taką wiedzę, takie umiejętności, że możemy kopiować żywe organizmy. Technologia w służbie natury. No, oby nie skończyło się jak z tymi choinkami.
Faktem jest, że Jake na miejscu musi się dużo od swojej ulubienicy, Neyitiri nauczyć, a ona beszta go co i rusz i syczy jak żmija. Wojowniczka, córka wodza i szamanki przekonała się do typka z Ziemi tylko dlatego, że Ejła dała jej znak, że zabijać go nie powinna, a nawet warto przyprowadzić intruza do wioski i pokazać rodzicom.
Ach, te pierwsze zakochania!!! Pamiętam, jak koleżanka ze wspominanej tu podstawówki łapała mnie od tyłu za tornister i kręciła mną bączki, obracając dookoła siebie. Wyrzucała mi też worek ze szkolnymi kapciami za płot, a wszystko to uznane zostało przez panią wychowawczynię za przejaw no tego… wiecie czego – zainteresowania. A mieliśmy wtedy, mój Boże, 14 lat. Tak, ale po dodaniu: 7 + 7.
Może również ze względów osobistych spodobał mi się motyw odzyskania przez Jake’a fizycznej sprawności. Stracił władzę w nogach i udział w projekcie dal mu niepowtarzalną szansę na ponowne chodzenie, bieganie, grę w koszykówkę. Ta radość z ruchu, wysiłku, odbierania tysięcy bodźców, ścigania z wiatrem. O! To jest coś, co lubię. Dlatego może tak bardzo staram się przypominać znakomity, moim zdaniem, film „Rydwany ognia” o brytyjskich sportowcach uczestniczących w olimpiadzie w Paryżu. Omówienie także na tym blogu.
Cameron stworzył maszynkę do zarabiania pieniędzy, pomieszał koncept arkadyjski z utopijnym i jeszcze przyprawił całość treściami parareligijnymi. Płytko wyszło strasznie, płyciutko i powierzchownie.
Nudne, ale znane i głośne. Dlatego omówienie znalazło się na blogu.
LINKI:
Obszerne i wielką sławą się cieszące omówienie “Pana Tadeusza”
Wpis poświęcony między innymi idei szklanych domów: Stefan Żeromski’ “Przedwiośnie” – powieść-dyskusja na temat kształtu państwa polskiego.
Wspomniane już wyżej omówienie “Lotu nad kukułczym gniazdem”
W kontekście rabunku, kolonizacji, globalizacji, korporacji i innych plag warto zapoznać się z “Jądrem ciemności” Józefa Conrada Korzeniowskiego.
Polecam uwadze Szanownych Państwa film “Rydwany ognia” – o radości biegania.
Drodzy Czytelnicy,
jeśli chcecie podziękować autorowi za jego pracę, to macie kilka możliwości do wyboru:
- odwiedzajcie stronę, wracajcie tu jak najczęściej
- zainteresujcie znajomych ofertą Sztuki Słowa – polećcie mnie jako polonistę przygotowującego solidnie do matury z języka polskiego na poziomie podstawowym, rozszerzonym, do matury międzynarodowej, do egzaminu ósmoklasisty
- polubcie na Facebooku fanpejdż strony: Klasyka Literatury i Filmu
- wpłaćcie symboliczną kwotę na konto firmowe z adnotacją w tytule: SERWIS EDUKACYJNY
Właściciel: Sztuka Słowa PL, Tomasz Filipowicz
Nr konta: 15 2490 0005 0000 4500 8617 6460
Tytułem: SERWIS EDUKACYJNY
Kategoria: Film