John Steinbeck: “Myszy i ludzie” – omówienie, opracowanie, analiza, opis, interpretacja, konteksty

13 czerwiec, 2023 9:48 Zostaw komentarz

 

Kadr z filmu z 1992 roku (John Malkovich i Gary Sinise)

„Myszy i ludzie” – to przy pierwszym spojrzeniu opowieść o rolnych robotnikach najmujących się do pracy i często tułających po kraju w poszukiwaniu zajęcia i zarobku. Nie ma co ukrywać, to historia samotnych mężczyzn bez majątku i rzadko kiedy mogących zaoferować coś więcej niż fizyczną siłę i czas. Nie są to jednak nieokrzesani prostacy. Potrafią być lojalni, empatyczni, życzliwi, przewidujący i dobrze rozumiejący swoją sytuację. Steinbeck zbudował na prostej, wydawałoby się, fabule wyznanie pełne głębi, niejednoznaczne – w istocie rzeczy –  alegoryczne dzieje ludzkości. Zapraszam. 

Autor „Na wschód od Edenu” opisuje przyrodę tak, jak ktoś, kto wiele czasu z nią spędził, chłonąc jej różnorodne piękno. Kiedy jednak kilkakrotnie powraca nazwa sykomory, należy sprawdzić od razu, jakie symboliczne znaczenia wiążą się z tą rośliną. Jest znana z tekstu Biblii. W starożytnym świecie kojarzona była z żywotnością, siłą odradzania na nowo. Gdyby ktoś wątpił w potrzebę sięgania tak głęboko, to niechże zwróci uwagę na motyw węża pojawiający się na początku opowieści i na jej końcu. Z postacią Ewy dość szybko też można powiązać jedyną kobietę występującą w mikroświecie powieści. Wszyscy patrzą na nią podejrzliwie i spodziewają się z jej powodu jakiegoś nieszczęścia.

Te powyższe obserwacje sprawiają, że czytelnik spogląda na „Myszy i ludzi” jak na palimpsest, tekst napisany na materiale poprzednio już wykorzystanym, spod którego przebijają wcześniejsze zapiski. Biblia sama przecież też jest opowieścią zredagowaną na materiale dawniej znanym, ustnych przekazach, mitach takich jak choćby ten o potopie, który rozpowszechniony był na Bliskim Wschodzie, nie tylko wśród Żydów. Ta wielowarstwowość wpływa na niezwykłą aurę dzieła Steinbecka, niepokojącą wieloznaczność i tajemniczość.

Skoro już jesteśmy na szlaku etycznej problematyki, utwór amerykańskiego pisarza mówi o złu, którego ludzkość bardzo chciałaby się pozbyć, ale unicestwiając jedno, uwalnia jednocześnie inne. Czapla pożera węża wodnego, ale z szuwarów wypływa inny.

Steinbeck na zaledwie stu stronach zbudował historię o przyjaźni i człowieczeństwie, o niezgodzie na przypadkowość i płytkość własnego losu, o naiwnych marzeniach, nadziei na lepsze życie, o samotności i dramatycznych zmaganiach z nią.

Jeśli ktoś woli, może widzieć w powieści mocną wypowiedź w obronie ludzi upośledzonych, niepełnosprawnych, odtrącanych. „Myszy i ludzi” z łatwością można sobie wyobrazić w scenicznej adaptacji, ponieważ moc przesłania opiera się na ciekawie dobranych postaciach i relacjach, w jakie wchodzą. Słowa narratora budują szerszą perspektywę, wnoszą pewien dystans, spokój, drobinki cennej przyprawy, jaką jest po prostu mądrość. Tych ingerencji, komentarzy jest jednak o wiele mniej niż w „Na wschód od Edenu”.  

Kto ma ochotę zakosztować wspaniałej prozy bez moich podpowiedzi i interpretacji, niech przerywa lekturę i wraca, jeśli będzie miał życzenie, po własnym odczytaniu utworu.

Teraz więcej skorzystają maturzyści i studenci. Wiem, że w programach IB – matury międzynarodowej, czy to na lekcjach języka angielskiego, czy języka polskiego powieść Steinbecka się omawia i ja z niektórymi swoimi uczniami też tak czynię.

Na samym początku historii pojawia się dwóch wędrowców, z których jeden: George Milton opiekuje się drugim, Lenniem Smallem, siłaczem z umysłem dziecka. Jak się można zorientować z ich rozmowy, dla George’a wspólne życie w drodze z towarzyszem jest przyczyną wielu kłopotów. Pojawia się zatem pytanie, skoro George’owi jest tak źle z Lenniem, dlaczego dźwiga na karku taki ciężar.

Najwięcej światła rzuca na tę sprawę rozmowa Miltona ze Slimem, szefem parobków, obdarzonym mądrością i umiejętnością słuchania. Więcej o tym „księciu rancza”, jak określił go narrator, będzie za chwilę. Dość na tym, drogi czytelniku, że Slim z życzliwością, uwagą, zrozumieniem przyjął wyjaśnienia George’a, a my dowiedzieliśmy się, że mężczyzna wychował się z Lenniem w jednej miejscowości i znał jego ciotkę, Klarę. Siłacz z umysłem dziecka był rozbrajająco dobry, poczciwy, nie miał w sobie cienia agresji. Mężczyźni przywykli do siebie, a George zdradził, że samotności boi się bardziej niż problemów wywołanych przez niepełnosprawnego umysłowo towarzysza. Okazał się też bystrym obserwatorem, ponieważ dodał, że chodzący od gospodarstwa do gospodarstwa w pojedynkę robotnicy stawali się zamkniętymi w sobie mrukami, pełnymi złości i agresji.

Oczywiście, rozmowa Slima i George’a wygląda o wiele lepiej w ujęciu, słowach Steinbecka.

Kiedy szef parobków usłyszał, widocznie dość przekonującą, historię o szczerej więzi, jego spojrzenie było przez chwilę „uduchowione”. Milton gorliwie bronił Lenniego, podkreślając, że to nie wariat i bardzo dobry, posłuszny pracownik.

Slim po dniu pracy z Smallem miał podobne spostrzeżenia. Oddajmy mu głos:

„- To dobre chłopisko – rzekł Slim. – A do tego nie potrzeba rozumu. Czasem mi się wydaje, że jest na odwrót: taki spryciarz rzadko bywa dobrym człowiekiem.”

Dobry człowiek, a do tego nie trzeba rozumu – hmm. No jakby ktoś o Forreście Gumpie, prawda?

Pomyślmy, jak rozpaczliwie bywają samotni niektórzy ludzie. Widać to w świecie powieści na każdym kroku. Bohaterowie przywiązują się bardzo do zwierząt. Cierpi z powodu niezrozumienia i odizolowania także żona Curleya, syna właściciela rancza, choć jej status jest lepszy niż parobków. Nie poślubiła niskiego, nadąsanego boksera z miłości. Nie ma dla niego nawet cienia szacunku. Po prostu chciała wydostać się z domu, zdobyć pozycję społecznie akceptowalną, a było to w czasach, kiedy zdecydowanie lepiej było być mężatką niż starzejącą się panną. Źle nie trafiła, mąż odziedziczyłby spore gospodarstwo. Dziewczyna nie musiała pracować, ale to nie było miejsce dla niej. Nudziła się, nie satysfakcjonowała jej rola gospodyni, żony. Zachowywała się wyzywająco wobec mężczyzn na ranczu. Chciałaby zostać gwiazdą kina, być znaną i rozpoznawalną, ale nic w tym kierunku nie zrobiła poza rozmowami, a może nie tylko, z jakimiś mężczyznami, którzy coś w kwestii kariery jej naobiecywali i zniknęli.

Paradoksem jest to, że jedyną osobą, która wysłuchała jej zwierzeń, żalów był Lennie, niepotrafiący wiele zapamiętać, rozumiejący jeszcze mniej, upośledzony intelektualnie robotnik. Tylko on nie uciekał przed elegancko ubraną i wymalowaną kobietą, gdy wszyscy inni wiedzieli bardzo dobrze, że z pogawędki z panią Curley wyniknąć mogą jedynie poważne kłopoty. Źródłem problemów mogła być agresja zazdrosnego męża czującego, że jest nieszanowany przez małżonkę, nie tylko niekochany.

Przyczyną poważniejszych kłopotów byłoby oskarżenie kobiety o molestacją albo gwałt. Skąd możemy przypuszczać, że to realne niebezpieczeństwo? W miejscu poprzedniej pracy przestraszona dziewczyna zameldowała na policji, że Lennie ją zgwałcił, choć do tego nie doszło. Mężczyźnie groził samosąd, lincz, śmierć. Posądzenia o przestępstwo bał się bardzo Crooks, Afroamerykanin, którego lękiem syciła się kobieta, strasząc go, a on w pełni okazywał wtedy uległość i podporządkowanie. Tego typu oskarżenia ze strony białej kobiety w Stanach Zjednoczonych kończyły się śmiercią dla posądzonego Afroamerykanina, nawet przy błahych dowodach lub na podstawie samej tylko relacji rzekomo lub naprawdę poszkodowanej. Mówi o tym wiele historia przedstawiona w „Zabić drozda”.

Jest taka chwila, na krótko przed tragedią, kiedy żona Curleya stara się zrozumieć uczucia Lenniego. Odbywa się to na bardzo płytkim poziomie, ale dowodzi, jak bardzo samotność dokucza nawet tej dość cynicznej i zimnej osobie.

Dodajmy, że pozycja żony gospodarza dawała jej takie poczucie siły, że nie wahała się swoim zachowaniem i wyglądem prowokować parobków. Oni reagowali w większości mądrze, przeganiając ją. Nie dawała za wygraną i wciąż, ubrana jak na randkę, włóczyła się po ranczu.

Skoro o samotności i Crooksie, to ciekawy bardzo człowiek. Styka się z nieusprawiedliwioną niczym pogardą, ale broni swej godności, zaznaczając, że jego prywatna przestrzeń należy wyłącznie do niego i nikogo sobie w niej nie życzy. Wyrzucany z baraku, gdzie przebywa reszta, słyszał nieraz, że jest czarnuchem i śmierdzi. Odpowiada więc pięknym za nadobne.

Co ciekawe, tu też jego odosobnienie przełamane jest przez niepełnosprawnego Lenniego, który niewiele sobie robi z uwag Crooksa i po prostu przychodzi do miejsca, skąd dociera światło.

Powieść „Myszy i ludzie” mówi o okrucieństwie wplecionym w koleje życia, o bólu i śmierci, które mają przynieść ukojenie. Jakże strasznie przybijające jest to, że Lenniego pozbawi życia jego najdroższy przyjaciel. I zrobi to dla jego dobra. Siłacz zabił panią Curley, tak jak wcześniej mysz, szczeniaczka i tak, jak stałoby się to zapewne na ranczu w Weed z dziewczyną ubraną w czerwoną suknię.

Small nie zdawał sobie sprawy ze swojej fizycznej mocy. Kiedy ktoś podnosił krzyk, wpadał w panikę i tym bardziej nad sobą nie panował.

Gdy wyszło na jaw pozbawienie życia kobiety, George liczył na jakąś litość ze strony losu i ludzi dla Lenniego, na cudowny akt łaski. Łudził się przez chwilę, że zabójca zostanie złapany i umieszczony w więzieniu, gdzie może nie będzie mu tak źle. Krótko troszczył się, czym podczas ucieczki Small będzie się żywił. Był przecież kompletnie nieporadny. Candy, posługacz, inwalida szybko sprowadził go na ziemię, przekonując, że zakompleksiony, szukający odwetu z powodu zranionej dumy Curley sam zabije Lenniego. Slim uświadomił mu natomiast, że więzienie, nawet gdyby żywy tam trafił, też byłoby czymś strasznym dla człowieka z umysłowością dziecka.

George po chłodnym osądzie sytuacji podjął trudne decyzje, chroniąc także siebie przed posądzeniem o udział w zabójstwie.

Na końcu powieści Lennie ma wizje, różne postaci przyjmują głos jego sumienia. Dzieje się tak, jakby sprawiedliwy narrator uznał za stosowne wzięcie w obronę człowieka, na którego spadło ogromne brzemię, George’a. Dziecinnego siłacza beszta najpierw ciotka Klara, upomina i strofuje, biorąc stronę opiekuna ciągle wyciągającego pomocną rękę. Swoje dodaje też wyłaniający się w wyobraźni wielki królik.

Teraz pora na poruszenie innego ważnego problemu przedstawionego przez powieściopisarza. „Myszy i ludzie” to dzieło o mężczyznach bez przyszłości. Nie mając majątku, znajomości, społecznej pozycji dziedziczonej po rodzinie lub osiągniętej dzięki wykształceniu i przebojowości, z powszechnie dostępnymi kompetencjami skazani byli na pracę za niskie dniówki i tułaczkę na starość.

Los siły roboczej – życie wytracone, niedalekie od poniewierki, a przecież bohaterowie to w kilku przynajmniej przypadkach ludzie rozsądni, pracowici, myślący, współdziałający, niegłupi i wartościowi.

W pewien sposób wyróżniał się Slim, znakomicie powoził zaprzęgami złożonymi nawet z dwudziestu mułów. Uważano go za naturalnego przywódcę. Należy sądzić, że pozycję zawdzięczał głęboko zakorzenionemu poczuciu własnej wartości. Kiedy zabierał głos, wszyscy słuchali. Gdy Carlson zachęcał Candy’ego do zabicia starego schorowanego psa, najważniejsza okazała się opinia Slima. Szef parobków podarował po szczeniaku swojej suki zarówno Lenniemu, jak i Candy’emu. Ostro i zdecydowanie obchodził się także z synem właściciela rancza. Wziął w obronę Lenniego, który przez Curleya został zaatakowany i uderzony. Po bójce podyktował warunki, na mocy których nikt nie wspomni o upokorzeniu i przegranej Curleya, ale on za to nie wyrzuci z pracy Lenniego. Pomógł podjąć trudną decyzję George’owi i podtrzymywał go na duchu po tym, jak Milton zabił towarzysza.

Cała reszta pracowników zależna była od zapotrzebowania na pracę na rynku. Zarabiali tyle, by żyć i dobrze zabawić się w domu publicznym raz na jakiś czas przy alkoholu i panienkach. Marzenie czy może raczej mrzonka o własnym kilkuakrowym gospodarstwie miała tak wielką moc, że po usłyszeniu o planach George’a i Lenniego do spółki chciał dołączyć inwalida Candy, a nawet przez krótki czas Crooks. Co ciekawe, starszy mężczyzna, który stracił rękę przy pracy, miał najwięcej gotówki, którą chciał zainwestować w przedsięwzięcie. Lennie uwielbiał słuchać opowieści o farmie, królikach, gęstej śmietanie na mleku, ogniu w piecu i dźwiękach kropel deszczu uderzających w dach.

Tylko Crooks realistycznie powtarzał, że wiele razy słyszał o podobnych planach parobków, ale nigdy z tego nic nie wychodziło, ponieważ ostatecznie woleli przehulać skromne oszczędności i tyrać u kogoś.

„Myszy i ludzie” to także historia o samej literaturze. Czymże bowiem ona nie jest, jeśli nie właśnie zbiorem opowieści, w które chętnie wierzymy, choć przecie prawdziwe do końca i w sensie dosłownym nie są. Narrator podpowiada może taką interpretację, wspominając o kolorowych czasopismach gromadzonych przez robotników, z których treści sami się podśmiewali, a w głębi ducha w nie wierzyli.

A oto, jak skomentował snucie opowieści Crooks:

„Wciąż to widzę dookoła: facet mówi do drugiego i nie ma znaczenia, czy tamten słyszy albo rozumie. Rzecz w tym, czy mówią, czy tylko siedzą i mówią. Poza tym nic się nie liczy, nic. – Podniecał się coraz bardziej, zaczął walić kułakiem w kolano. – George może ci nagadać głupot i nie ma to żadnego znaczenia. Liczy się to, że mówi. Że jest się z innym facetem. I to wszystko.”

Nie być samotnym, rozpraszać lęk przed światem rozmową, pogawędką a przyszłość oswajać marzeniami. Jak rozumieć tytuł? Może „myszy” to właśnie słabi ludzie, którym pozostaje niewiele poza ciężką pracą i krótką radością zabawy, i zdrowym rozsądkiem, który chroni przed większymi kłopotami.

Sykomory to tajemniczy symbol z przeszłości, którego znaczenia nie pojmujemy dziś być może zgodnie z intencjami anonimowych autorów dawnych przekazów. Ale przecież świat jest dla nas niepojmowalny, a obcowanie z pięknem i twardymi prawami natury powinno uczyć nas tej zasady od najmłodszych lat.

Zabicie Lenniego jest czymś strasznym. Nieświadomie przecież i bez zamiaru odebrał życie żonie Curleya. George będzie targał poczucie winy na sobie do końca. Jakże ciekawie brzmią w tym kontekście słowa Carlsona wypowiedziane do Curleya:

„Ty, powiedz, co do cholery gryzie tych facetów?” (O George’u i podtrzymującym go Slimie).

Dramatyzm w scenie finałowej spotęgowany jest tym, że Lennie prosi George’a o powtórzenie ulubionej opowieści o ich przyjaźni i wspólnych planach, o nim i o towarzyszu. Było to kilka dobrze znanych zdań o więzi, która ich łączyła i o tym, dlaczego są razem i czym różnili się od samotnych pozostawionych samym sobie parobków. Powracanie do tej historii uspokajało i dodawało otuchy.

Tyle tylko, że tym razem George musiał zakończyć życie kompana, który był dla niego prawie bratem, jedyną bliską mu osobą, o którą dbał i w której miał oparcie.

Życie i śmierć – miliardy ludzkich istnień, przez długie wieki – drzewa sykomory.

W odejściu Lenniego trudno nie dopatrzyć się skojarzenia z ofiarą za czyjeś grzechy. Curley niemądrze wybrał żonę i szukał zaczepki, by odbudować poczucie własnej wartości. Kobieta oszukała go, wychodząc za mąż bez zamiaru bycia lojalną, wierną i oddaną. Przypadek lub inna nieznana siła wypuściła w świat człowieka, Lenniego Smalla bez zdolności radzenia sobie w nim. Ginie najsłabszy.

Część szczeniaków Slima także nie dostaje szansy, ponieważ nie wykarmi ona wszystkich.

Piłat, przypominam tym, którzy tej historii nie znają, skazał na śmierć Jezusa dla własnego spokoju i spokoju w tej części imperium. Wiedział, że żaden z niego wywrotowiec czy rewolucjonista.

Piłat nie kochał Jezusa, a George Lenniego tak. Mądrzejszy z tej dwójki widział w towarzyszu samego siebie, swoją słabość, kruchość i przypadkowość istnienia, podatność na złośliwości i wyroki losu.

Cytaty z tłumaczenia, którego autorem jest Zbigniew Batko.

Poniżej linki do omówień, opisów, analiz w bazie wiedzy: Klasyka Literatury i Filmu.

Oczywiście:

Michaił Bułhakow: Mistrz i Małgorzata (skoro o Jezusie i Piłacie wspomnieliśmy)

John Steinbeck: Na wschód od Edenu (ten sam autor – powieść niezwykłej mądrości)

Harper Lee: Zabić drozda (o przemocy wobec Afroamerykanów, upośledzonych, słabszych)

Ken Kesey: Lot nad kukułczym gniazdem (również o przemocy kobiet w stosunku do mężczyzn)

Lasse Hallström: Co gryzie Gilberta Grape’a (o więzi braci, z których jeden był umysłowo upośledzony)

Robert Zemeckis: Forrest Gump (wstydźcie się, jeśli nie wiecie… przy okazji, porucznika Dana Taylora zagrał ten sam aktor, który wcielił się w postać George’a w ekranizacji „Myszy i ludzi” z 1992 roku)

Henrik Ibsen: Dzika kaczka (dzieło o wyrafinowanej przemocy i łatwości, z jaką silni składają ofiary ze słabych)

William Shakespeare: Król Lear (o kiepskim losie poczciwców i przewadze brutali)

Juliusz Słowacki: Balladyna (no cóż – podobnie)  

Drodzy Czytelnicy,

korzystajcie z alfabetycznego spisu treści, który znajdziecie na samym dole każdej karty. W głównym menu jest zakładka “Jak pisać”. Zerknijcie – chyba warto. Poza tym, czujcie się, jak u siebie w domu, czyli jak u mnie na blogu. 

Jeśli chcecie podziękować autorowi za jego pracę, zachęcić go do dalszych działań to:

odwiedzajcie stronę jak najczęściej i zaproście znajomych,

zainteresujcie się, w razie potrzeby, ofertą firmy Sztuka Słowa. Duża część działalności to praca z dziećmi i młodzieżą, wspieranie tych, którym z jakichś powodów nie było łatwo w szkole z językiem polskim, nauka. To także przygotowania do egzaminów, rozwijanie zainteresowań, pasji w całej wielkiej sferze aktywności artystycznej i wiedzy humanistycznej.  

 

 

 

Kategoria:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *